Submit your work, meet writers and drop the ads. Become a member
Mateuš Conrad Jan 2018
pierdole, jade do Turka, bo inaczej ni-ma rady: pospolicie, czyli na pszysięge: klnąć! nad to:  ścisk ‘zora, o! tyle! gleba!  ścisk - tym ‘zorem siekać, i u-ci-sss-kać! no to dopić: pod ten brak  šatana - tego Ukrainskiego atamana - brak mu ręki - bo na ścisk - jak to mówie: cisza - szmer i śmiech! a to wiadomo czemu tak auto-matem iota ma główke - czemu nie ćιsza, jeno cisza? a no, dla tego! ja nie prosie by tak prosić na gotowe! a tu wysłane! cygan z dywanem perskim, a i tak nie wygoda! bo czemu kropka nad ι‘otą? a bo sie czyta Spinoze i sie pyta: nad literami grawituje tym pytaniem. - to też znaczy: poza lewą nie wie co prawa ręka robi - bo to oczy czytem jedno, a zór lepi drugie - kto by domyślił sie inno turkie ğ to jak ‘glika ha, ha gag - ab surd! grav’ niet kā’ron! bo i tak: śmierć metafizyki jest nowo-narodzonym szczylem (ščylem) ortografii - czyli dwa razy po krótkie i - jakby jota - głucho puste widzi-mi-sie (brakujący ogon, czytem: diabł ma rogi - a zatem: pytń  o ‘gon... jom ci pszepisze Ajrysza Finnegans Wake, tym bogatszy, a przy tym powiem: pierwsza cegła pod ten mur: al-buraq - czyli ten burak - czyli, die rotebeetemauer - jebaniec poniemiecki, jeszcze mu mało pożyczonych słowików... cirp ci kuźwa dam’nom, bedzie bi-da! bi-da! kozmopolitan tylko górali i szkocki akcent bawi na lublu... to cie kurwa zabawi, prędzej dziób pingwina skryje sie w moim łokciu, jak i dąb na tle mojej dłoni! pije, pali, konia wali... w imie ojca i syna, i duchownictwa szarańczy. post / pre scriptum: wolno myślący człowiek nie ma teorii ego, jeno mape, nie algebre o ten niedosyt znaka X - dawym imie - dycha! co pincet znaczeń, dycha! nie nie, aby podpis analfabety - tzn. X i ego, ** i superego, *** i id - tzn. to tamto, owanto. wu czy u - czy wiem i nie wiem, czy: kiedy piszesz i wydalasz cieć klaustrofobii - czyli: chłopie nie pisz jak plotnik fobii jesteś - ad abstractum - od nowa: Zyd na Gestapo - pewnikiem nie żaden: Brzeczyszczykiewicz - schusza - jakby odwrót: syty - szyschkami - šon - ko-kurwa-konery! jebudjed; budujem? da da... ja ni kocham tybi ty ni koi me. a to co? działa NA-WA-RO-NE-SO-LA-TI-DO. ponownie - sprość: ğnome - ğnostic - cisza nad gje.*

i to prawda,
   ta Grecja...
       kołyska zachodniej
cywilizacji -
   tzn. bahory,
      młode gówna:
   kakaшki -
lecz! Virgil i co Turek dobrze
wie... Grecja? nuda
i szambo murmur
w Edenie pirackim zwanym
Loon-dyn...
       bo ci powiem co ci powiem
a ci powiem jak Zagłoba -
   tym bardziej kochać
jak czerni syn w pieśń nad góry ‘niem:
   Bo-***! mój to ulubieniec.
           pisz wiersz ‘ciupki -
maciupki paniczku -
   pisz wiersz po każdej
książce...
              a co w Polsce?
meandry uczuć!
   tak, tak, z babcią ci powiem
nie o Greckiej piekności -
powiem ci o Turkeckiej -
    - co, za... SIKSA!
- i sam bym głowe w ogniste dupsko
diabła wsadził po modłach przed
ołtarzem nie jednej iskry Aten
                          blednącej -
   w tamtą strone jedzie w czern
ubrana żałobą piękna -
w pół kroi sie Ukraina i Grecja...
a tam, tam w post scriptum
Byzantina - siedzi wicher serca
cerkiew i meczet cukrzynka -
martwe to morze, morze,
martwe, lecz nie sól inno cukrem
lśniące błoto, jakby
   z Szanghaju *** świnski -
   córa dla starego i młodego -
Sühan - Sühan - Sühan Tuğba -
     po nią znów 100,000 łajb płynie -
dawna Troja -
  bo ci powiem co ci powiem -
     Turk nie Muzułman -
po Alim drugi - godny sfat Pers'a -
bo jak nie - Turk u progu Europy -
nawet i ja na podziw przed
    obchodem Kaab'y siedem razy
motłochu wart ogląd szkarabu -
i ten słodki adhan -
           bo dla szczoła śpiwać to
na marnie -
     boli też pruch po tych starych
bakach pośmiewiska papistwa...
   jebana kurwa mać w koło to samo -
nie wiem jak, ale
    wolałbym zdradzić chrzest
niż go przyjąć -
           ponownie -
ale jeno pod chorągwięm Turka -
jako janczar -
         chociaż tam jest: śpiew!
a nie, dzwon, dzwon w głąb 'pusciany!
czy też krokiem: kra kra krasnoludy!
fu!
     gorzkość i brzydota!
          mówie! Turek po łacinie
zacina? zacina - alfa-kurwa-becik
po jakiemu? nie po Ł'cinie
godnym Lwowa?
           z Turkiem moge, bo sie
chce, on i tak już lizał Bałkan
   i prawie zawstydził Wiedeń!
    ale to ciwilizowany Pan,
         bo umnie ubrać i nawet
pozwoli wypiç kiedy kości wychodzą
z ciała ogrzać cień!
     o tyle lepszy -
jaki przy Turku z Troją w ręku
i przy Perskim stygnięciu jest
ten prostak Arab...
     a jak im sie skończy czarny glut
to będa eksportować pioch!
    już wiem gdzie,
         na plaże Albionu!
             i tyle powiem -
   o Turka warto byłoby zdradzić -
bo skąd inne, piękniejsze od
  Greczynek niż ciup-ciup pijące
         wróbelki z nad Bosforu?
   Turek drugi Ali i trzeci podział
Izlamu - bo wkręt Ł'ciny -
             i tym też -
               sfoboda -
                 tym też dawny Byzan -
i Troja - i co jak nie Rzym -
        ostatni kalif -
                    i tym Arab w świecie
jak Żyd -
          ale o tym mniej od Żyda -
bo to bogacz na wielblądzie który
nie tylko nie może sie zmieścić przez
oko igły, a co też nie może
zmieścić sie w swe portki!
Mateuš Conrad Aug 2016
pre-scriptum: zapisałem sie... jutro wyśle zdięcia... fatalnie zakochany w tych grotach.

jak by mnie myślnym / myśliwym tokiem myśli nie chcieli równać z sobą to bym odmówił, lecz nadali film wedle Sokratesa, a ja Anglikom odmówie, bo chcem, nawet po kurz Mongolii, mam dość tępych Irlandczyków! przeciąg mnie dusi! te wyspy to wyryty gnój Ameryki.

te zdzięcia zbyt kuszaące - jak już powiedziałem pewnej dziewczynie na internecie... nie sprzedam mojego głosu jeżeli mi nie zaplacą! a nic nie dali, jeno gówno! to powiem je w gromadzie takich co mówią na migi - jak ten co z pochodnią na wejście smoka a poszedł trysta razy! zapominieć mówienia po polschu (ja niby Żyd, w Buenos Aires? no, niby post-Holocaust, to takie tango a nie tanz Bar Mitzvah w aleii Golders Green) - jak jedna: wiem skąd burak jest jak niby pochodnią nad ziemi chwytem w otchłan piękna i stokrotki... czyli: co jabłoń da, to róża odbierze, piękno niby było jadalne, a owoc ten jadalny był pięknem, który nigdy nie odda cierpieniu zacmienia, a jednak ponownie, ponownie, ponownie; jednak nadal w wstecz na gre: ojczyzna! ojczyzna! z agrafką po to by odnaleść tą sfobodną szlachte naszego rozbroju: co znaczy życie nasze a ich jeno kichnięńciem, księcia, ktoóry ksiądz imitacją ochlał wedle vino veritas!

kurwa! kartoflana gleba tłumaczenia Joyce'a!

Londyn to ino klejnot Arabii, tu nic nie rośnie, jeno głab czyli muzg kapusty, to znaczy oklask Mensa... nie?!

te zdzięcia i ja to jak ramie w ramie ze złudną imprezą za tą Ostanią
czyli mortum fatali

jak Narcyz wpatrzyłem sie w nie i myśle by nawiać na wyspy Owcze czy też Mongolie, zdala z tej lachy "swiata" i ludobójstwa ekonomicznego, wkoło mnie tylko wieprz gra na wiolonczeli, i tak dobrze gra że motłoch nie zna falszu od falsetto, jeno udaje na tle cytatu psa mówiącego: sausages! sausages! how! how!

więc wole w tych lochach odbytem powiedzieć co Zachód zna jako rękopis mojej zdrady, bo ja tu następnej i tej cholernej minuty wole w Syberie gnać, z duchem czy bez ducha... Gangrene Green... mysli tu jakiś z Essex'u tuman że Rzym odlalazł bez akcentu na literach; bo tu każdy pyta czy jest szalony czy tylko napisał Alicja w Kraine Czarow i Pedofilii.

post-scriptum: czemu nie piszom Řešów? bo im škoda? Wojewoda Prostanoga ptija - bo to po Ruszku pyta... a cygan... to znacy chyba. Holender i stare smieci... ale boli kiedy powrót stanowi więcej niż tempus lux.
Mateuš Conrad Dec 2015
as i once told a woman nearest to me
whom i was part of for a cycle of 9 months...
nie wyprowadzaj mnie z równowagi jak inni...
osiem lat słucham i wszystko co słysze to gówno...
wilk i lis ze mnie nie ulotni się bym nawet nie mówił jak jeden
z nich, dziki i wsciekły... moje słowa bedą jak kły!
(wiele partii czy tam głosów... prawdziwa demokracja)
przepraszam... nie raczej nie... SORRY (typowo angielskie
podejście na wszystko, dwu twarzowiec^)  że twój ojciec
sporzywał alkohol na imprezach... dla mnie alcohol to sedatywa.
^chociaż irlandczyk natyle głupi aby być dosłowny
i tępy jak kamień (na nim wszystko można
zaostrzyć - wkluczono wzrok, zgubione
okulary na czole wciąż) nawet w substancji kundla;
a to za gitare "maciupki" janie.
Dante Rocío Jan 2021
Zegar popuszczony. Drewno w deski popękane.
Twoje dziecię po raz enty leży w sofie, jakby nieznane.
Czy widziałeś jakże gołębice są dziś rozszlajałe?
Białe a wyprute, jakbyś coś z żeber z alabastru na wióry mi
pasem skórzanym przerobił.
Pogardą jakże ci koniak a nie me oczy ambulansem!
Wargi sąsiada jak posąg dawidowy a nie me wyżebrane!
A sen nas dwojga na strychu już tylko we krwi coś znaczy?
Mętny widok asów, pików czy trefli bez serca twej „królowej” spił cię
i na wiersz w popielniczce przerobił?

- Ty co stoisz dumna, niby poharatana,
nie wiem jak siebie samego odpędzić.
Jakiś ból liliowy, jakiś pieniądz w twarz córce rzucony,
ekstaza z barw i szkarłatu przed oczyma już tylko
do anestezji się sprowadza.
Bo, powiedz, czymże trzask twych żeber, o potomku zapomnienie,
jak nie chwilą gorzką małego goździka
co zaraz nagle w przełyku zaniknie?
Po cóż pierścień zaręczynowy, czesne, ognisko Hestii,
śmiech twój platynowy
jeśli stoi przyszłość jak twój posag stracona?
Ten salon, ten pas, ten orgazm, każda sprawa lichwy ci warta.

- Bez wykładania ci na ławę „przynajmniej ja nie...”,
chociaż stanę ci wyzwaniem i ostatnim tchem
jaki marmur mych kości coś jeszcze się broni
i spytam, nie wycofam:
Ten ból, ten skowyt co mówisz, jak czyn schowany Nazarejczyka,
u stóp w wodzie twych pracujący,
czy znać ci dać co przekazał przez wsze narody?

- Naprzód, wypatruję

- Co na Ziemi związałeś, w niebie się nie odstanie,

                jak puls w żyle ci zostanę

                     choćbyś martwy i go wydrapał

                                na pozór.
A prompt for the lesson of Polish language on describing current tribulations a married couple is prone to facing and falling to in modern times. On physical intercourses, betrayal, alcoholism, hasard, life after death, doves that go berserk from wife’s pain by the hands of husband’s violence and how it all might have no sense at all when one would look at humanity’s life and goals maybe
Adasyev Aug 2018
Z iniciativy české státní správy byly na stránky hellopoetry uměle přidány reklamy. Ty se nejprve začaly zobrazovat na stránkách mých textů s cílem je zakrýt a odradit moje čtenáře. Návštěvnost textů byla také bloknuta. Poté, co jsem do profilu přidal info o tom, že se zobrazují jen před mými texty, se začaly zobrazovat už všude. Státní správa se rozhodla kvůli mně ničit i texty druhých. Pro srovnání se můžete na hellopoetry připojit ze zahraničí, zda se zobrazí nějaké reklamy. Cílem je mě donutit k tomu, abych smazal tento účet a svou tvorbu, jako pomsta za mou (možná přehnaně) satirickou tvorbu proti pražské státní správě nebo poslancům. Pokud jsem někoho urazil, tak se mu omlouvám, ale útočné texty pokládám za užitečné a dobré, jak uvádím dál. Nikdo si na ně přímo nestěžoval a pokud ano, tak by bylo nejlepší, kdyby to řekl přímo autorovi, tedy mně. Moje adresa: Mezi Domky 255, 251 68 Kamenice. Cenzuru pomocí reklamy bez dalšího vysvětlení považuju za zbabělou.

V reakci na cenzuru a reklamy jsem smazal několik textů, které zasahovaly do osobnostních práv lidí, kteří se jich žádným způsobem po mně nedomáhali anebo neměli odvahu to udělat. Likvidaci nebo poškození zla považuju za dobrou věc. Agresi proti úřední nebo institucionální (firemní) nadřazenosti, která někoho druhého považuje za nekompetentního a ne sobě rovného považuju za dobro, které přináší změnu v myšlení. Rozhodne lepší a lepší ovlivní víc lidí. Můj text v angličtině ("A message from me") platí dál, po smazaní špiclovského účtu (můžou si založit nový) smažu i ten.

Zpráva zaslaná uživateli hellopoetry.com/retardnnn:
Predchozi upravou jsem tady skoncil. Navzdy. Muzete pracovat az do dalsiho ministra vnitra nebo reditele BIS nebo deseti dalsich, az do konce veku.

Ještě chci dodat, že "likvidací" myslím hlavně literární zesměšnění, které mělo v této zemi vždycky tradici. Původní inspirací napsat krátkou prózu "Bezdomovci z kolonie Bubenské nábřeží založili kurýrní společnost" bylo dokázat si, že dokážu napsat něco satirického, tak jak to udělal třeba Jaroslav Hašek. Moje texty vadí právě proto, že jsou dobře napsané a jsou úspěšné. Kdyby dobré nebyly, nikdo by se jimi nezabýval a nemusel je cenzurovat. Pokud mě chcete posuzovat, věřte při čtení hlavně sami sobě, ne informacím někoho druhého, a už vůbec ne státem placeným trollům na sociálních sítích. Žijeme v době druhé normalizace. Pokud nemáte odvahu a vlastní názor, tak v ní žijte dál. Uznávám, že v textu "Orangutani z pavilonu Indonéská džungle založili Poslaneckou sněmovnu ČR" jsem to přehnal a bezdůvodně pourážel hodně lidí. I těch slabších a citlivějších, kteří se nemůžou bránit. Hlavním podnětem k jeho napsání byly ale agresivní reklamy (bannery) ODS, které se mi neustále zobrazovaly na mých vlastních stránkách adasyev.deviantart.com a ve kterých se autoři snažili rýmovat, stejně jako já.

Zkusím vysvětlit některé rýmy:
"Vlez na úřad a všechno sněz, Praha volí ODS".
Narážka na člena ODS JUDr. Luboše Záveského, vedoucího inspektora OIP Praha. Jeho činnost spočívá v tom, že u práce, kde nedostanete ani minimální hodinovou mzdu, dal takovým podnikatelům ještě lepší smlouvy než před kontrolou. Z pokuty, kterou inspektoři vyinkasují od podnikatele za nelegální práci, si sami sjednali odměny (vedle státního platu). Touto námezdnickou prací jsem si prošel.

"Kdo nedává na žrádlo, sponzoruje divadlo."
Narážka na pražskou podnikatelku Ing. Hanu Černochovou, majitelku superúspěšného švarcsystémového podvodu s názvem eKuryr, s.r.o. Paní majitelka se svým manželem byla nebo je mecenáškou Národního divadla v Praze. Na to, že podnikání této firmy je v podstatě sofistikovaný podvod, jsem přišel já, ne státní úředníci, a to ve stížnosti dostupné na tinyurl.com/svarcsystem. Po odečtení nákladů na provoz si kurýr s osobním autem v podstatě nic nevydělá a díky tomuto podvodu firma docilovala nejnižších cen na trhu.

Rovněž třeba parodie "Prague Connection" byla inspirována jiným autorem, který zase parodoval některé verše z mojí tvorby. Nic není bez příčiny... Ani já.

A tak dál
a tak dál
nic jsem tady nenapsal
jen tak

pro nic za nic.

Svoje básně přesunu na nové místo, protože je o ně zájem. Nemůžu už tady zveřejňovat žádné další nové příspěvky. Když to udělám, jsou na veřejném profilu smazány (pro ČR). Takže tento text je jediným způsobem komunikace se čtenáři. Upozorňujte na cenzuru a sdílejte moji tvorbu. Díky, L.

POZNÁMKA: Počet zhlédnutí tohoto textu, tak jak je dole, je ZFALŠOVÁN, s cílem vytvořit dojem, že ** už vlastně nikdo nečte. Aktuální zamrzlá hodnota je 34 (5. 8. 2018). Vyzkoušejte sdílení tohoto textu a uvidíte, zda číslo stoupá nebo ne. Číslům u ostatních básní se teď už také nedá věřit.

AKTUALIZACE: Hodnota zfalšována (snížena) na 45, opět bloknuta. Jako nové číslo se může objevit cokoliv a bude opět bloknuté.

AKTUALIZACE: Místo reklam se může zobrazit rádobyvěrohodný inzerát na sponzorování tohoto serveru. Server Hellopoetry je ale dobrovolně financován členy komunity bez zobrazování jakýchkoliv poutačů nebo reklam. Díky tomu je zachována grafická čistota textů básní. Srovnejte při připojení ze zahraničí.

AKTUALIZACE 22. 4. 2021: Co se tady na Hello Poetry vlastně stalo, doteď nevím. Moje nové příspěvky se nezobrazí na mojí profilové stránce. Při aktualizaci anglického textu A Message From Me byl po přihlášení k mému účtu na zadávací stránce vložen škodlivý HTML kód, který periodicky útočil na operační paměť a shazoval prohlížeč. Došlo k prohození napsaných odstavců v mém textu A Message From Me, kdy verze, která se zobrazovala veřejnosti po odhlášení z účtu, se lišila od originální uložené verze se správným pořadím odstavců. Tento samotný český text byl zpočátku (srpen 2018) zcela překryt nesmyslným obřím černobílým bannerem s nápisem Sudoku, který se prodlužoval na výšku této stránky jak rostla návštěvnost mojí výzvy. Samotné počty zhlédnutí/přečtení tohoto a jiných mých textů jsou skutečně zamrzlé, tj. nerostou pro různé unikátní IP adresy i identity (testoval jsem s prohlížečem Tor). Soudě podle publikovaných textů ostatních uživatelů z Hello Poetry, jejich zkušenosti s tímto webem jsou rovněž podivné, např. někdo uvedl, že nemůže psát vůbec komentáře (to by vysvětlovalo, proč můj text A Message From Me se současnou návštěvností téměř 22 tisíc přečtení nemá ani jeden komentář; to je to, co vidím po přihlášení ke svému účtu). Při mé snaze logicky vytěsnit překrývající reklamy, kdy jsem se domníval, že jsou dílem inteligentního útočníka, jsem paralelně napsal anglický text A Message From Me a toto české Sdělení. K odkazům pro veřejnost jsem použil krátké odkazy služby tinyurl.com. Při jejím opětovném využívání během zdejšího zápasu s reklamou se mně najednou reklamním bannerem zcela překrylo i zadávací políčko pro adresu na stránce tinyurl.com, tak, že služba bez blokovače reklam nešla vůbec použít. Celá věc na mě působila tak, že si ze mě dělá nebo dělají srandu nějací počítačoví šachisté s plošným přístupem k serverům a alespoň částečnou možností modifikace přenášených dat. K účtu hellopoetry.com/retardnnn se pojí rovněž fiktivní jméno "Sarai Hladká" a další podivný účet instagram.com/adamlanza92 (podle jména a roku narození amerického masového vraha). Tento instagramový účet měl před pár lety v popisku text právě jen "Sarai Hladká", tedy stejná "sara" aneb retardnnn, který mě měl mezi sledovanými zde na Hello Poetry v červenci 2018 (a který nebo která má účet taky na deviantart.com/retardnnn). Pokud náhodou víte nebo tušíte, čí je to účet, anebo máte nějaké nápady a připomínky k výše uvedenému, uvítám vaše e-maily na adrese lukas.vejsada@tiscali.cz. Kontaktujte mě také prosím, i pokud narazíte na nějaký "můj" profil na Facebooku. Děkuju, L.

AKTUALIZACE 25. 5. 2021: Profil instagram.com/adamlanza92 byl zrušen.

AKTUALIZACE 14. 6. 2021: Dostal jsem e-mailem reakci k původu účtu hellopoetry.com/retardnnn a dalších. Má jít o účet pubertálního dítěte, pisatel mě ujistil, že rozhodně nejde o účet založený MV ČR nebo BIS.

AKTUALIZACE 6. 10. 2023: Moje zkušenosti (nejenom) s tímto webem jsou nově shrnuty na adrese adasyev.tiiny.site

Krátký odkaz na tuto stránku: https://tinyurl.com/nechcemecenzuru
sowa Mar 2020
49.

Men, Niemen?
most, rzeka i autobus
zatacza się w pagórki
          Wilia?
          w upale budzą się Suwałki
          Memel zaciąga brzeg lasem
          znużoną powieką
Memelland ist abgebrannt
          mury
          pagórki
          coraz to milej do ciebie
          miłe miasto

https://yandex.ru/collections/card/5e6f063db651624b1a7fd6ad/


53.

NA ANTOKOLU


na Antokolu
barok wkoło
stiukowi święci
w plafony wzięci
królowie
            żyd jak żywy
            w peruce na głowie
            triumfuje w purpurze
nad ołtarzem w górze
zaś przy drzwiach
z krzyża zdejmowany
nie baczy na rany świeże
dłoń składa na grzbiecie
na nowym habicie
w ofierze
wpółobjęty
z jednego gwoździa zdjęty
ledwo, a już łaskawie
nad mieczykami z ogrodu
błogosławi płotu
regina pacis
dwa bębny tureckie
zdobyte pod  Chocimiem
milczą w kruchcie nad Wilią


60.

JAK WILENKA

spóźnimy się na wieczór Alicji Rybałko
jak Wilenka po Zarzeczu kluczymy; mosty
w zaułki - miasto dla nas na trzy klucze
zamknięte, jak bajka o spiżowym wilku

w Pikieliszkach za dworem księżyc studzi jezioro
para łabędzi przy brzegu - tak prosto romantycznie
i książki w bibliotece dla dzieci tu
nadal dostać można jedynie po rosyjsku

a poezja Alicji, jak gotyk św. Anny
na palach olchowych i workach piasku
w płomienistym po wielokroć łuku
przenoszę na dłoni ten kościół



Stefan Kosiewski; OBY DO WILNA. Wiersze. Wstęp: Dr Romuald Cudak: Na marginesie. Redakcja: Barbara Jędrzejczak. Opracowanie, korekta: Tadeusz Adam Knopik. Łamanie: Robert Kosek. Wydawca: Stowarzyszenie Europejskie PONS GAULI; współwydawca: Radio PLUS Katowice Sp. z o.o. Drukarnia im. K. Miarki w Mikołowie. Katowice 2000 ISBN 83-914127-0-9
OBY DO WILNA
Mateuš Conrad Sep 2016
i o nim iskrą w rrdze,
          w gre na tło innych
  narodziń -
               i nim o iskre:
krzemień o krzemień -
    i kość o kość - nauka kaligrafii...
      jak i ten co o męke
               łuku ziemi w dary
oddać pierw chciał nic, a potem proch -
                o potem kichnąć
w sto braci leczy naród prośbą! też jak ja,
obudzić ozór! **** powiadomił...
niechaj ten ozór - horongiew nasza -
            akcentów ilości sie zajada,
         bo tyle umie -
  i tyle wyzna - jak i słowem sie
zachwyci: po rosaj i po germańsku -
na weekend - i tym tam,
na czeł  Mongoła: zapomnień, i
zapomniawszy: zwany Lach, hujem
przez sukiennice i kreski sławnych tabu
ilokroci -
                i ta bida... stokroci.
siała baba mak... ni widziała jak...
           chlop... chlop... chlop...
                       siała baba mak, ni widiała jak...
bo tu kurvasiet chłop!           chłop!
kak duszy Khrushchev? ni pomogje!
         naz gu!
                        niet harasho! niet! haraшo?
Las Vegas etя: Lon-don, Pa-ri-ri Piri Piri
                                    Mex hey ** i co. - etc.
******* ****** Bahamas **** cult яя.
Mateuš Conrad Jan 2017
więcej swicek na grobach
     w cmętarzu...
   niż okien z lampą życia
     odblasku -
traf na ten tłum.
  a to w świnta -
boze boze: twe narodzenie!
ktoś by pomyślał: w zapomnienie.
    ta noc wigilijna...
              tak...
  więcej świec na grobach
            niż żarówek w oknach...
   licze sześć na sto-siedemdziesiąt sześć -
    człek w grobie dudni... pyrcha jak
        kot: oddman mu, duchem wisi!
                  sześć okien rozjaśnia
      posąg...
                          a tu jednak cmetarz
tłem na którym wyryć można
                      romans wersji: Netwon w
Kenii... kokos wzamian jabka.
                       tyle to gadania...
    więcej świec na cmentarzu
       niż rozjasnonych pokoii..
                         kluczem zamknięte
   enigma: na zbyt.
                       tyle to gniewu wkłócone
w żart -
                   więcej świec na cmentarzu
niż w oknach: włóknem świata oznajmić
                 oddech i muze
         kogo tyczy ojciec nad herr tytuł...
lecz nie tu... tu więcej życia z martwym niż
z żywym...
                        konam, ubogi -
mdleje w mgle...
                                  tuczony jak indyk...
              i chodze niby marszem: gęś-strappen...
a na garbie mej: glöckenschpiel...
                         albo zegar ßvastika...
               dom pana ßaß... dwa-set-na-tysiąc...
                                            ­            szra-el...
                     i zwany las: krzyżak -
  bo to nigdy nie mogiła, lub szyszka, lub
                           martwy ton palcem wydłubany
                        kolec w oku...
                                       grzech to:
       pukać pięścią w drzewo w lesie jak niby w
                                                      drzwi.
  ­                                  bünken bach;
hrabia: einßbach...                  i to jest sen -
  jak niby gryz kanapki           smarowany
                           smalcem,
      jak też ogląd po pałacu Versailles: wkurwiony.
             ah ten rodak kozak -
                           o tyle więcej garść trzyma
        serce, co da sie ująć rękami wczulonymi
                        w pit...
                    o czym słowo znaczy: pić...
ja i ten język?    wedle poczynania rumcajsa,
               skrótem do grobu:
wpatrywać sie w te okna
           cmentarnego statku żywych:
a więc zabawa po staromiejsku...
    oczy w płomień, halo wedle dat:
żył i żyła, i czasem jakiś obłąkany zagwist
    w epitap:
   tych kochanych epitapem zamkneli -
a tu też makabra żartu:
  grób z imieniem, straszny oczekiwaniem
             zarosły dom...
                    grób z imieniem, lecz bez
dat i trumny, czy też sztywniaka...
                         makabra -
                 no to typowa, polsche inwestycja.
Dana Skorvankova Dec 2016
Je to jak vystřižené z filmu
A scény jsou dlouhé jak rok
Ale ten režisér stojí támhle
Někde tak daleko
Jak by mohl vskutku rozumět
Příběhu těchhle dob

Když se poslední záběry točili
A že z tak mála vzniklo tolik ran
A to všechno odešlo, jak přišlo
Že nikdo toho nebyl svědkem
Tlačí mě to u srdce
Ale radši budu sám.
Mateuš Conrad Sep 2016
i don't know why i found redemption in the tetragrammaton, sure, my mother cared for two elderly jewish ladies, one escaped the Holocaust (surname Roßhandler) and the other of established English rooting (surname Rockman... thanks to her, upon completing my g.c.s.e. exams i got a complete collection of Bernard Shaw's plays) - but i find it there, ping-pong salvation every time, translating it akin to arithmetic: 1 + 1 = 2 is very much akin to Y              H            W          H, which i started calling the perfect chirality - chiral meaning non-superimposable:
                                       A                      &                  E, i too ventured to call the double H dualism a déjà vu - but i know see them as vantage points, more electrons and quantum physics than protons and neutrons - well, it ****** well fits the schematic: sine (M) and cosine (W) - sure, crude, but i'm not looking at the geometry of the mouth... language on the base of pure optics... and no, not necessarily adjective noun compounds for emphasis to argue a point, just easily an easily accessed point of reference...     so quantum physics calls it the non-independent ontology of electrons: a. particles (Y, centre 0 on the x, y, z graphs - apart from the heliocentric and the geocentric models, here's another one of similar causality)... and b. waves (W, the formerly stated trigonometry suggestion) - and hence the two vantage points bound to H... apart from Adam and Eve lodged in between... which suggests that the geocentric analogy of electrons is bound to electrons behaving like waves... while the heliocentric analogy of electrons is bound to electrons behaving like particles: microcosm Copernicus blah blah; well, more like pseudo-Aristarchus of Samos.

20th century literature is, quiet literally
something akin to the cave paintings at
Lascaux - big brother isn't watching -
nor is the publishing old guard -
i just find it unreal that so much rests upon
the internet these days, the people have no
idea what power has been granted them,
they petty the use of the internet with
their earthly squabbles of a marketplace,
while, running parallel: the lost infatuation
with democracy as necessary organisation -
turns out it's unnecessary organisation:
because we ain't go anything better -
hence political disillusionment - rampant in
what western society deems the pinnacle
and the Libra of a fine balancing act -
religiously? that famous: "mystery of lawlessness"?
that's the internet - imagine a time when you
could bypass some publisher, some adherent
to a state doctrine, when you could turn poetry
into physics, not the waffle of metaphysical Keats
waiting for a kettle to turn into a volcano
or a whistling horse, but to turn the dial to
point at the reality of things:
quantum physics (derived from quanta,
a variation of datum: particularity of input
energy) gave poets breathing space,
metaphysics became shadowy, Hades like
learning, obscure and all the more necessary
to build-up its strength while puritan physicists
lost their sway of power with the fears of
the atom bomb and all things quantum -
so while the physicists became dazzled with
all things quantum, the metaphysics took off...
entombed in an apathetic (without pathos)
subjectivity: a calm heart, much more than an
embracing heart - yes, i am aware that i have my
wacko moments of feeling, but this ticker is
made of stone - and that usually means a chaotic
thinking process, spontaneity being the key
in involving yourself with real-life narratives
then never suppose a character study: what you see,
is what you get: my sanity plateau?
talk about music rather than make poetry musical,
it's a pale shade of red or blue when you
have guitars and orchestras and the poet,
a voice in the wilderness - nothing but pins dropping
to exemplify the talk... i don't understand
the need for poetry being a kindred of musicology,
i don't understand rhyme, i don't understand
being conscious of poetic prescriptions of technique
very much akin to language's artefact minded
grammar: noun
                                v. poetry's pun
grammar's verb
                                       poetry's metaphor... etc.
my deviation? being an adherent toward music,
and returning poetry back to its true purpose:
puritan narrations - not conscious of what's
expected, or what defines the art,
very much the beginning of cubism and later
innovations in art, i just can't stand rhyming poetry -
it's too conscious of itself by what it's defined by,
we have learned of a new subjectivity:
the unconscious - we might as well exploit it
while objectivity gets crushed into bewilderment
by quantum physics -
thus said: i feel like i'm a dervish spinning
counter-clockwise in a chaos of tornadoes spinning
clockwise while listening to two songs:
tool's *right in two
- and muse's stockholm syndrome:
i can't be bothered translating the feelings
entombed in these two songs with a rhyme...
poetry should be less stuffy than it already is...
it should be a statement of the supreme effort: freedom.
all of this? spurred on by rereading passages from
Jung's gegenwart und zukunft (1957), alter:
          the undiscovered self (1958) -
it's seemingly odd (but not too odd) that books
written by psychiatrists are more popular than
philosophy books in the anglophile culture -
as already stated, i can't read philosophy in english -
maybe this is why psychiatric literature is so easily
accessible in this tongue, what with the self-help
movement, it the grandest prescription that no pill
(unless it's a sleeping pill) can be prescribed -
i'd say, if you want to read philosophy in english,
i'd start off by reading a book from psychiatry -
Jung is by far more adaptable than Freud
(Freud's for the rich people who have ***
written on their foreheads in permanent ink -
        and: daddy didn't care, mama was
                                     struggling feminist who
     forgot to breastfeed me) -
       but of course the 1960s Scottish superstar
(who drank, rightly so) from Glasgow: Laing.
well, sure, the Hungarian Szasz (shash, not sas,
or zaz... shish kebab... it ain't the difficult) -
impromptu deviation: what's funny about Heidegger?
he says: you need to study Aristotle for 15 years
to get him... and that's very much true for him also...
two years... TWO YEARS it took me to read his book.
that's what's interesting about this book,
a literary anorexic, in at 79 grams (pages) -
the interesting point? in physics, there are things
that are not independent of observation -
i like that conundrum, the mere idea of it is titillating -
running joke for the past two years: ***** ***** tat for tat
months later -
                          well... i'm not the one trying to
dress you up in a straitjacket with a label: this is poetry...
can't see **** for miles with how i write.
so there's a purpose, some things are depending on
being observed - which is a good thing, which means
that this world could not be independently sustainable -
its dependency on existing lies akin to our
desire to be independent of it - so all the religious
blah blah means something - even after 3 years
of rigorous studies in chemistry i come back into
humanism with a furore of agitating religious paraphernalia -
mind you, i do have a scientific approach toward
language - grammar and algebra combined -
meaning? certain words have become post-grammatical,
i.e. algebraic - not categorised as nouns or otherwise,
but as algebraic signatures: primarily because no one
really knows what to do with them, apart from
church yoga, standardised: e.g. x = god,
            i = y                  and the                  world = z,
predictably transcending the casual use of language
when shopping for cheese in a Parisian grocery store...
err... je ma'pel gorgon, avoir vous fromage?
nope, took to English too much - i was learning French
in primary school, but i had an existential crisis
aged 9 or 10... my brain refused to learn another language
after having just learned one from scratch -
                               the mute in class soon turned into
an avaricious reader... so parallel to my life, i now hear
stories about children being diagnosed with depression...
try being thrown into the deep-end of the pool
with your former development using a language
automatically, into having to learn the language without
no major influence of a teaching authority...
                                  no wonder the accent game
   sort of imploded and i started speaking sometimes tosh,
sometimes posh, and sometimes east London oh'rite?
                             ale casem tes jak rolnik -
                            owszem, czasem jak mieszczanin też.
Dante Rocío Nov 2020
Odczucie zaparcia tchu w piersiach
jakoby przy chłodzie,
szoku w oszołomionej
czułości czy penetracji
przez ukochanego po raz pierwszy
podczas aktu cielesnego

odczuwam jako to uczucie
w klatce
ściśniętej
jakbym miał w dłoniach
właśnie
tak samo kruchą rybkę...

ledwo dyszy, cmoka,
jak niemowlę się miota...
i widzę siebie jako lęk,
że ona to ze szkła jest
i płacze prawie z niepokoju
o to
co
z nią

zrobię

że trzymam mięsień sercowy wyjęty
prosto z czyjejś żywotności.

I wiem, iż jeśli tylko zrobię
nieostrożny ruch, to ten cały
cud Życia którego
w oniemieniu i własnych łzach
nie mogę pojąć,
że mi położono między palce...

pęknie nagle jedna arteria przez ściśnięcie...

I pójdzie krew.

I pójdą jej wargi w dół.

I pójdą płetwy wzdłuż ciała.

A tygrysie paski bielu i różu będą już tylko tą gęstą czerwienią co nie zmyjesz z ramion tylko się wedrą jak zabrudzona skóra bez zrzucania naskórka.

Tą czerwienią w papce jak ta podczas okresu menstruacyjnego gdy ją badasz z bliska na opuszkach.

A Cardio będzie nieme.
Przeze mnie.
Zgwałcone takowo więc.

Lub każde inne dłonie, w które powierzyłem tą rybkę.

Dlatego takim łkającym lękiem jest dawanie tego w inne dłonie.
A oni nie wiedzą jak karpika się trzyma tak, by chodziło o niego i tylko niego.
Nie jego paski barwne,
powietrze wokół
czy inne tyczące się treści.
O niego.

Oto Słowo.

Osoba.

Język.

My.

„A Słowo ciałem się stało.”
Many consider my Poetry verbalised as utterly abstract metaphors I take straight out of imagination. Drawings of Mind.
Yet those elaborates are purely elected wordings to images, elations, with senses and clips that come to choose me themselves. Overlifely.
The image of Koi Fish is one of those allegories of any tries to show you what “body” is that of my Poetry.
Hereby the text.
So that it can be seen these are more than metaphors or the rationale.
(Translation coming provided soon)
Mateuš Conrad Mar 2019
.all this is suggesting is: i'll meet you half-way; given that "this" question was always going to hover over "us", given that there's a disparity between English: a people, and English: a language... evidently the natives cannot begin to envision themselves as a lingua franca peoples... no wonder, their language has been "hijacked".... the "xenophobia", but like kevin spacey said: well, i'm here, am i suddenly supposed to, *******? playing the ******* *****-eyed poodle is not on the cards, but at the same time, it's hard to envision this language, as a people... given all the infringing demands of the anglo-saxon economic model into areas, where displacement is rife, subsequently... i can understand the concern of the natives, given that i didn't transgress the base principle: don't **** their women. see what a mild spaghetti-custard blip of history we're getting into? i am expected to integrate, but i'm not expected to integrate. i am somehow expected to be told to do what others want, but at the same time, i'm expected to protect my individual rights... no "parallel" anlogy akin to a catherine perry song? no kitty-*******, just around the corner? i can see islam... you know its prime sense of failure? that arabic would and never will, become given the same lingua franca status of english... you're complaining, or is it me stating the facts? evidently is a language reaches a lingua franca potentiality and subsequent expression, the natives will suffer... i'm not a native, but i can only imagine... what the consequences are... being ram-packed with excesses in ***** purchases... so much for a protected status of international economic ventures... like: i am waiting for the intra-national economic counters... can't see them coming, or i can see them, in a Casandra conundrum variation. there's still the topic of the natives... rarely can the English be allowed an outsider perspective without a sediment of their language being used, by a foreign entity... now, or never, why? you have somewhere important to be at as of: tomorrow? can you blame the natives, given that their language is a lingua franca, and not just, relegation to a national idiosyncracy "pH scale" differentiation? as a foreign entity, you know what i've learned from living on the most outer aspects of London? sure as **** it's not Cheltenham... i speak the tongue, i'm no genius, it's only English after all, it's hardly anything near Mandarin... what i feel sorry for, are the jihadi buggers who were born here, and were never taught their native sprechen... whatever the hell happened to English, and what Islam is jealous of, it came about naturally... arabic was never supposed
to become the standard bearer, the lingua franca of commerce and disinhibiting individuals entrenched... which, implies? i can look at the natives, with a more piercing dedication: excuses... excuses could be had, if, your, language, wasn't as "******" as it currently is... seems like i've reached a status of post-integration... now, i'm asking the language, the sort of application usage cruxes, that a native, simply wouldn't.


                         there's just so much
                           baggage,
that madmen
can carry,
for the "sane" standard
bearers of civilization,
of civility...
    at least some
of these outliers have
the *****
to not cower behind
an insanity plea...
     most of the madmen?
imagine
a tiger in a cage...
after a while...
          the tiger becomes
tamed by
zoological structuring
of its day-to-day...
and everyone's happy...
but that doesn't make
the tiger into a *******
bonsai, a feline "companion"...
beside the point...
  it's when some medical
conditions are slandered,
exposed to metaphor,
misnomer,
             that the madmen
receive the package
of social constraints
"levitating" just above
the state of being dormant...
but in this scenario:
well... that settles it...
now we know what
a level-playing-field looks like...
intellect,
and the debacle concerning
trust...
               well...
i've learned of trust
the upside-down way...
    relationships,
notably with a russian
specimen...
              me, ******,
why was i thinking i wouldn't
be ****** over?
   oh... right...
i can claim all
the responsibility with
what i "did" with a *******...
but when it comes
to the "affair" of a woman:
of free disposition,
i'm suddenly the culprit...
psychic trenches,
there "we" are,
entrenched in some plateau
of what seems to be
Belgium,
   and there "they" are,
entrenched in the same
plateau...
            sigh sigh, one more
for the party...
point being,
   people have not unearthed
the + + + + +
aspect of this debacle...
it's now a level playing field...
everyone is suspect,
everyone is limited...
a true: forensic quest for
democracy...
  all the other incidents
came and went,
always, as if: in passing...
  so this incident can also
come, and go, in passing...
solidarity to what?
to whom?
or rather: with?
            i can deal with this
sort of indigestion
surrounding my day to day,
but before long:
what other sop-story is
supposed to grab my attention?
clarity of intent,
   unlike someone experiencing
a psychotic break-down
of the psychic labyrinth...
a transcendence of
the categorical incentive...
somehow:
  the categorical imperative
was never supposed to mean:
what it meant to begin with...
the categorical imperative
has somehow lost the whole:
living by the standard
of a maxim...
               given that all maxims
are true...
  much harder to "test the waters"
with aphorisms...
            sure,
observable facts,
    then...
               disinhibited fictions...
glorification?
  today i had a problem
killing an ant...
   i was taking a ****
and had a problem killing
a moth that decided to freak
out the inanimate objects
of the bathroom...
       yeah: oh sure, sure,
i'm all for Herod's "conundrum"...
point being:
   we now know what
both sides feels...
         we now know...
       that there are outliers
on either side of the "debate"...
one: i am suspect,
but two: so is the counter-suspect...
no sacred cows...
   no: i think i'll just milk
a muslim in new dehli
for the jyst and thrill of a per se...
- at least now:
s.j.      w?
                or the conservative
mediator crowd of:
      there for the sake
of outrage only on the behalf
of outrage-in-itself?
past the phenomenon,
i can only return to the anti-phenomenon
of the noumenon (per se)...
which is not disappointing,
seeing how the whole "feel"
of it is begs the crux
fathomability of the individual...
just another skim read /
listen to the modern day
                          pharisee...
heavy sighs,
   blinded eyes...
frivolous waggling tongues...
but deep down,
most of the people are
content with having to experience
a revision...
  the revision being:
a level playing field...
   behring just attacked
the elites...
this?
    this dog ***** pile of
media attention?
         good...
        now everyone's uncertain...
i'm not afraid to think it,
and put it into writing...
    after a while:
   you just tire...
   you get tired of hearing
just one side of the story...

      what could leave someone
extreme: glee "riddled"
just leaves me exhausted...
     but at least the schizophrenics
are off the hook...
at least there's still some
belief in personal restraints...
even with a debilitating condition...
at least these people
are not facing the collateral
stereotyping of someone
with: the clarity of intent...

         there's just me, at this point,
thinking to myself:
and why did "they" drug me
to the point of:
making "them" feel uncomfortable...
clearly my mental faculties
have not been
                 car-crash dimished...

welcome the new hybrid...
soul mongrel...
           what is it about the polacks
that has made them so...
immune?
     i guess only recently
Poland has celebrated
the centenary of independence...
i wouldn't know,
i'm strapped to England
in metaphorical strait-jacket
  (what is metaphor
compared to metaphysics?),
   sober, drunk,
drunk, sober, etc.
               i was given a crash-course
in multiculturalism,
i guess i assimilated...
   back in school there was
the popular irish gang...
and there was "my" group...
of all the outliers...
   we used to spend lunch breaks
playing cards...
but when i heard news that
i would only be fully integrated,
once i gave up my native tongue
which i used to speak in
private?
    that broke the camel's back...
the centenary of independence
of Poland...
i wouldn't know...
i'm in "exile"...
   which is: economic "war"
came to where i come from
after the fall of the soviet pact...
and...
                every time i go back
to visit my grandparents...
i am only associated
with that country by speaking
the language...
and boy, it's not so ******* rosy
on the inside, compared to what
is being pushed to the outside...
Poland is like a: death-zone...
**** me, even the Hungarians
know how to ***** themselves
when it comes to tourism...

    i am, in "exile"...
            come to think of it,
most of the Muslims in the west
have it worse,
but i blame their parents...
i had one Pakistani friend
in high-school...
   now that i succumb to
reminiscence... yep...
he spoke perfect Urdu;
    but all these outliers?
   what their parents did...
****** themselves into
an integration mechanism...
not retaining their mother tongue?
like all these,
western jihadi prospects...
speak about 10 words of arabic,
and they are "attempting"
to compensate...
   i somehow feel for them,
a complete mine-field
of a mind-****...
       like being impreganted
by a virus,
a cancer...
     the linguistic dysphoria...
so yeah: if everyone would please
like to make heavy scrutiny
of the blatantly obvious,
regarding the genital region,
and forget a sobering note of
worthwhile problems,
namely the language dysphoria
of muslims, in England,
feel free to keep looking
at the genital "problem"...
            
clearly there's a dysphoria horizon,
i would know,
given that i have retained
my mother tongue...
but they haven't...
               and all they want is probably
so little...
   i remember that my father
once called me
the bellybutton of the world...
referencing me as
   an english child...
  that's how the Polacks view
the English: the bellybuttons
of the world, center of attention,
yada yada...
                 gender "dysphoria"...
you have to be *******
kidding me...
              what about the language
dysphoria of Muslims
                    in the (v)vest?

jak to się mówi:
            tym co się od razu, ma?

i can understand the language
dysphoria, well,
being a 1st generation immigrant...
i can't imagine being
born to 1st generation immigrants,
not retaining my native
tongue,
   knowing only the tongue
of integration,
   it would feel alien...
   like i was impregnated
by a foreign body,
   retaining nothing of my "******"
natural resources...
so... the problem we've arrived at
is very real...
  more real than gender dysphoria...

hopefully i'm less "schizoid"
at the end of this marathon,
and more: relieved to be merely
bilingual...
entrenched bilingual -
            so no, not a polymath...
or rather: not a polyglot;
my maternal great-grandfather
apparently was,
spoke 7 languages,
disappeared somewhere near
Niagara Falls...

   the plan was: England, stop-over...
via Argentina
   and toward the U.S.,
****... seems i was side-tracked
into remaining,
being shackled to these isles.
Mateuš Conrad Sep 2015
szereg nóg i partia,  tzn. co to znaczy by sklep
był przed kupnem pralki czy kszesła
jak i serduszek na gólaż -
czy też dziada józka masła excess na kromce kwaśnego
czy u kaiser’a w kocim sercu w kominie
gluchej miłosci na mru iglatych wąsów -
jak stonoga w garści marsjana?
w komunie śmieśnie brzmi słowo - handel,
lepiej u anglika: händel -
bo to nie hazard i stara baba z obrusem na głowie
bez zęba frontem, jak i też
gotowa targowica na gwizd z nią:
fiołka fiu fiu w dziobie wróbla mieniu ćwirek
to też jak niby kalosz w kalisz'u splotch godny
by dreptać w rym z blotches szlachetnego błota eden'u.
Rhianecdote Mar 2015
Here's to the guy
Who came up to me in
My anxiety fuelled time of need
As I waited for a long overdue meet
At Kings Cross Station
Bag of skittles in hand
Opened them up
And poured the rainbow into
my palm all sweaty
"What's your name?"
"Rhian"
"I'm Jack"
And smiled at me.
Left to spread the glee
Amongst the folk surrounding me.
Left me laughing
with this little act of kindness
Made me once again believe
that someone was watching over me,
Sending angels to let me
know it's not so bad really
and offer relief.

And Here's to Jack
Who stood up in class in year 3
And declared his love for me
Incredibly loudly
As I sunk down in my seat
Wishing the ground beneath
My feet would open up
And swallow me.
Made me shy around guys
For a good part of my life
Subsequently.

And here's to Jack
Who I met a few years later
With the Ashwarya Rai eyes
Face of an angel, little devil mentality.
Used to get on well, he was funny
beat him at Tekken in play scheme.
Didn't believe it when my friends
told me he was a bit crazy,
Till the next year he fell in
with the wrong crowd and made me
wary with his manic tendencies
Made me cry one time with his teasing,
his spiteful streak
Punched my friend Rosie
Gave her a black eye
cause he was angry
Laughed about it as he got kicked out
Was from a rocky background
It's sad he wasn't even a teen.

And lastly and most importantly
here's to Jak without a "C"
From the Weird Bond-age
 and the most special to me.
A beautiful human being
With a karma chameleon personality
Playing the accommodating game
As he adapts to what you need
Psychology, sociology, Bubbleology?!
Made me happy during a time
I didn't think I'd be
Hot stepped it around the city
With me when I was at my most lonely
Strolling down central streets,
sitting in Maccy D's
having them DMCS
Funny Valentine's dashes
and Christmas eve.
Held my hand and held me
As I cried and denied
My feelings and grief
Accepted me when I was angry
First person I argued with
outside of my family
And though it was stress
You allowed me to express
myself honestly
I loved you before that
but for that I will eternally.
I didn't do right by you
Cause I had nothing left to give
For me independence is key
So I couldn't be what you
wanted me to be
And though
we no longer speak
You're in my thoughts, my heart
and in my memory
For an eternity
You truly touched me you see
and maybe one day
you'll forgive me
And I will myself
But no matter what
I hope you're happy
Cause you deserve to be.
Hmmm I've met a few Jacks in my life, and they've all made an impression, not sure if it's a coincidence or a sign but it did make me think
Mateuš Conrad Nov 2015
my mother got frisky with the publisher,
she danced latino
without a care, and gave her first interview
for my hometown newspaper...
the intro to my flashback of being 8 and leaving,
with inflation and with pepsi cola glass bottles
and spending most of my childhood
outside and not before a nitendo screen
shooting ducks...
picking up a ***** mag from the church being built,
chasing petted dogs near the gombrowicz river,
going into the forest and wiping my ***
with a leaf... when writing make some place
small big, bigger than you could have ever imagined...
make it bigger than you ever considered 6ft1
to be when aged 9...

i'm about to publish an entrée for the literati elite
with a fresh off the causeway book,
i became an ex-pat not being caribbean enough
who forgot their tongue and became encrusted
for the easiest integration of migrant tactics,
i forgot my slave tongue voodoo
and decided upon sunny english...
no problem then...
but with me i had too much history, too much pride,
my mother flies in to see her parents via warsaw...
i take it to be krakow originally...
i can integrate but you tell me to forget my tongue
i'll call you racist with linguistics... never, never!

e.g.?
w ramach swej kultury
zachód broni
w ramach swej kultury, zachód:
jak niby władza na wschodzie
jest prawdą taka sama:
władza broni go i dusi kulture,
no tak, zachód swym kabaretem i
płodnią rodzi nowego księdza,
a na zachodzie nowego komika -
który stanie mu na opór by żyd
nigdy nie mógł skorzystać -
mesjasz mojej dupy warunkiem
ten mesjasz prostata więzi podatku i ryb...
zachód karmi kulture która śmiechem
go wklucza, wschód jednak broni go
i karmi kulture głodem - jak ***** riot -
wschodem zachować święte jest
tłumaczone z zachodem jako święte nie piękne...
jak więc zachód karmi swą kulture na wschodowi...
igrek nad każdą kropke na konieć sentencji...
ja ameryka ja anglikaniń...
ale tak szczerze? chrystus ma lepszą muzyke
niż mojszerz czy też muhammad...
pieć razy la illah ila allah co dzień czy też
judasza sha shtill! pierw nad bach'a, beethoven'a
czy też mozart'a? nie wydaje mi sie.
bo i tak powiem krzywe słowo przeciwko jemu
jako niby tact dialektyki racji,
to nawet wtedy krzyż nadal będzie kwitł
prosto... czy nawet stanie się płonącym...
Cry Sebastian Jan 2010
Trek my siel uit met swart onlogiese krapmerke op my pick n pay strokie.

Breek my fingers af op n hout skryf blad
en hou die honde naby vir die bene wat spat.

Vermergel dan my vellies
en gooi dit op n graf
en se dis vir al die girlys
-dis van papers wat smag.

Edel en opreg is die regter se kaf.
Heilig is die helde van die bars van die nag.
Ons onthou die spoke van Oranje stad,
Ons kleef aan hulle woorde soos n tros vol kak.
Ons hou van die serries en die doef van Jak,
En moenie met my stry nie ek sal jou in pak.

Melodie jou wysie met ewige tone,
mengel mooi jou woordtjies met jou oulike drome.
Hou die fort van veiligheid en nasionalisme,
Wees n patriot en vermoor Anglisisme.

Beskerm jou mother language teen n kombuis taal.
Daar is niks in hierdie wereld wat die taal mag vaal.
Mateuš Conrad Jan 2017
i once loved, and it's a shame to
agree to: better have loved and lost,
than to have not loved at all.
and as i browse the pages of
a saturday newspaper article
i like to think about virology applied
to mental illness...
and how they: life is ****
   story could really be a viral infection...
i don't know, it's not exactly
h.i.v.,
                oh i can contain my own
*******, i'm writing it on the flag
of colour white,
next time you get a brain haemorrhage
and then get diagnoses as schizophrenic:
i'll take you the crucifix on golgotha:
and imbed your head into
the cross... silent anger, contained:
and all the more concern for inhibited
humour... because as Borat said: jak sie mash:
i like. so please, don't tell me
you weren't gagging for the new golgotha...
because i wasn't...
         and i know, most of the time i have
my mouth attached to a head of a struś
gagging himself in a pit of sand...
yes an ostrich, the grand inspiration for
francis bacon attempts to redefine geometry...
oh coming out of communism and into
capitalism, for a kid?, can be a rough ride...
you don't know what ideology to appease
and what ideology to dictate...
         but i'm wondering whether or not
mental illness can have the potency to
        become virus-like...
     and drain,
and i mean: drain the soul out of you...
or whether man as mammal ever did exist...
or whether this new fashion of
feline existentialism can ever take off,
narratives about spending time with your
bonsai tiger... you'd really think japan was
a bit freakish... but it just has a large
ageing population and no one thinks
that euthanasia is a standard of humanism,
unlike ******* ***** into a face of
a woman... because right there, no
one died... if had any of those anemic
tadpoles actually lived...
    which brings this about to concern me:
so... we live for nine months, in, let's
basically say: in an environment without
oxygen, you got gills stashed in there
with that umbilical chord...
how can it ever be a miracle of birth...
that's what a god might say...
a human would look at it and say:
huh? you joking? i'm part of this horror?
     but not until you have a brain
haemorrhage and get diagnosed as schizoid
and then you think: so what was the point
of forgiving your enemies come into this?
      i can't believe it has become so, so personal,
to actually have this nagging, decapitated
doll-head on your shoulder telling you to:
repeat! repeat!
       i could literally be writing this in
Auschwitz and be like: Neddy needs a jumper
and a diaper... cos like that really needs
you to fathom the logic of assembling an
Ikea chair...
                          i mean, talking in the west
is a bit like farting into a hippotamous' nostril
for a ******* jackuzi effect...
  jack! i said ***! what's with this jacuzzi?
English, mein gott... confusion everywhere
you pigeon **** onto a top-hat.
by the way: everyone becomes
dyslexic on the word hippopotamus -
there's a reason why hippos exist...
        you want acronyms, you get shortening...
and yes, since english society has abolished
asylums, the society has become a breeding
ground for asylum instigators,
rich russians, bewildered chienese...
it's en masse, one, massive, cesspit...
   i mean the part where you don't get the brown
steamturd floating about like some
  celebrity you'd love to slap with much
more than mere paparazzi epilepsy...
because violence matters, esp into language games...
i was just asking, because there i was,
working on a roof on some construction site,
and she calls me up and says that
she hears voices...
          that's what i mean certain mental
delinquents and their choice of Samaritan...
  what does a roofer know about "voices"
if it doesn't equate to a bad conscience?
    that's why i'm wondering whether certain mental
illnesses have a virus-like profanity attached to them...
oh yes yes, the unison: bob marley: we're one
type of ******* to boot, like i'm supposed to get
a hardy and a 'ard on about it...
               ******* spoof of a light-bulb moment: PING!
and there... ain't that just dazzling?
phantasmagorical blurp at the feet of
Eros at Piccadilly Circus... my ego is a canon
that just simply shoots out viagras! and questions.
and yes... that's what we call being part
of the clown...
    and if there's a lord of flies...
what's the guy mentioned by beelzebub drunk
doing about the mosquitos?
           ah... boundless at the crucix, once more!
i'm just wondering where
does mental illness become solipsism,
  and when in fact it becomes a sort of virology...
   i can romanticise mental illness as a type
of solipsism, that it has a cage, that it can be contained...
but when mental illness goes outside of the novel,
strolls outside its cage and becomes
something akin to kissing a *****,
     i want to know.... because i swear i have been
affected by someone's mental illness being
hidden in the shadow of taboo...
   look... i'm ******* exfoliating with vocab!
        how can you become normal after someone
exposes you the symptom of "voices"...
that's demeaning given the past history of
having relationships with angels and demons,
that's like a neuter noun.... voices brings up
more concern for a pronoun-****-up than
a clear, noun association... angels, sure,
i could start looking more closely at pigeons...
demons, doubly sure, i could start
chasing bats...
              but i need to know whether mental
illness is worthy of taboo, i.e. it's worth
the category of being physical, in that it can be
contagious... whether it can act like a virus....
whether it can become an epidemic...
    and to be honest, i think it can,
but that seems pointless, since western society
has exchanged asylums for taboo...
                  look at me now,
a once budding roofer, reduced to writing poetry,
i might as well be an ******...
            safe-guarding king Solomon's harem...
oh sure, eunuchs were able to **** his *** slaves...
they were slaves themselves,
what they weren't allowed is to usurp
    the ******* crown of the king passing his
d.n.a., mind the frivolity, never the seriousness
of geneticist, yawning when their genesis was to come...
    i'd love to see hans andersen on the trail of
dolly... the sheep... and dolly really does become
a trinity of animal prior to human in the out-reaches...
what with laika (man's best friend)
and later fiztgerald... oh wait (man's worst enemy,
the money) Baker....
   thanks to de Sade and baron Sacher-Masoch
we could truly begin the orthodox occult of science...
   how the two patron "saints"
interpolate... it really is a dualism worthy of
dangling a crucifix... shame the first monkey in
space wasn't called Brian...
    i don't know, then, perhaps, the Caesars at
the coliseum wouldn't boast so much about
   the: lacking the ambidable thumb
(yes!) googlewhack no. 4 / 5 -
mandible thumb you idiot! d'uh...
but still, a googlewhack at the end of it...
type in: lacking the ambidable thumb
and, yes = 1 result in the google algorithm...
http://www.experienceproject.com/stories/Have-Thumb-Deformity/728760,
i call this the alternative version of, or rather,
the digital version of fishing...
     a tail like a thumb, the grip baron...
   but my peacocking the tongue shouldn't
be deemed as: straitjacket panic button prone...
  why would it?
****! he used the colour azure in his blue period,
that picasso did! chain him! gag him!
stash him in a kitchen stove!
i mean the inspection of genuine viriology
dynamic concerning mental illness,
the anti-thesis of solipsism, as the proper counter...
or should i say: membrane / barrier?
    can mental illness make ranks, i.e. spread?
like a virus can?
            well, if you take to explaining a zeitgeist...
ideology akin to communism and ****** can
become virus-akin... so i guess... yes...
it had to become a self-serving question easily
answered... mental illness can be very much
akin to a common cold... it's not really a case of taboo
being the lock-and-key to contain it...
nor the asylum... i suppose the best prescription
is the idea of solipsism...
              but isn't this grand,
i'm actually lethargic, coinciding with
    a tax on robots... and the French slashing
their 35 hour working weeks to 32 hours...
    and the Finns paying their unemployed
    (2K, placebo dosage for the actual
   237,000 unemployed) - a random €560 a month...
such are the times...
           it really has become a sort of
year 0 orientation lesson... because it's just
gagging for a guillotine to snap it awake,
so a decapitated head of Charles I at Whitehall might
say it's final farewell...
              and is mental illness capable of
being akin to a viral infection...
     it probably can... you probe the waters in an
environment of poets... they're good enough
to succumb to a white rabbit experiment...
              question is: do you apply the rule
of solipsism or an actual asylum? in a post-asylum
society, i don't think there's an option
whether solipsism should, or shouldn't be used
to counter the more serious form of the flu...
   but, as ever, it comes down to the age-old
cartesian model of dualism... or as any siamese twin
might attest: i'm not that further away from
my sister as you might think...
  the dualism that served so well for so many years
to appear "peaceful" became a real dichotomy...
  the ergo suddenly failed... when people realised
that the fact "i think" didn't necessarily
precipiate into "i am"... given what the media is
interested in, and how many people become missing
and all that... the numbers were too much
for player uno to simply give up the canvas
of newspapers and t.v. to some poor schmuck
trying to impregnate his canvas on which he worked
his paint-brush (power) and paint (wealth) onto...
   the cartesian ergo simply failed...
    oh sure, the other two facts worked... but they
didn't necessarily congregate universally
in the crux of ergo,
        i was told it would be a monsoon of thought
established on earth... instead i got a light-shower
   and the Gobi desert.
in the same way the subconscious exists
as a fake of the trinity...
           to me it has no need for a chisel...
as a realm... treat the conscious as a realm
akin to Hades, and it becomes wholly
de-personalised... there's not individual in it
that might require it... it's a covert mechanism
of subterfuge... but if we're talking
making rabbit heads with our hands
   in the shadow form... we're talking
nothing but puppeteering...
   or like saying, let's create an evolved
version of the definite (the) and the indefinite (a)
article...
                      well... there must be
a direct and an indirect article...
                well there is...
con                                 and sub-con,
       un-con is an indiscriminate article...
meaning: what are the evolutionary gains
of dreaming, given the cinema?
Mateuš Conrad Oct 2017
pierdolony tasiemiec, ten mój angielski.

it's a strange affair, asking for gender neutral pronouns -
last time i checked, a pict taught me english,
and he, not once, suggested
that the category of pronouns
was a gender case,
or a gender neutral ground
             for that matter...
thank **** i am using this as
an acquired tongue,
otherwise i would be confused
as to what this whole affair "means":
i.e. it means *nothing
.
do these natives even realise that
they already have gender neutral
nouns?!
        oh yeah, if you check out
some of the other european languages
you'll realise that there are pro
gender nouns for objects that
do not have the mechanisation of
a ****, or a piston?!
     throw three ***** into the air
and hope that they catch them
and start juggling.
            english doesn't have
a masculine & a feminine ascription
of "******" differentiation of objects -
the english language has the already
gender neutral articles:
   the point, a point -
   a sun, the sun -
           it doesn't treat the sun as female,
nor does it treat the moon as male...
but other language do that...
       but gender neutrality of pronouns
is a bit like... don't know:
    talking sign-language swahili to
a chinese person?
and then this talk about *** lives
and household chores...
  who the **** said that cooking
is a feminine enterprise?
who let the women into the kitchen
in the first place?
  talk to an organic chemist -
he'll tell you:
i relax making culinary experiments.
once upon a time perhaps it was
a case that men hunted and women
cooked...
     so all the michelin star restaurants
are run by women?
   cooking is a feminine "enterprise"?
man, have you lost your *******?!
who said that women can cook?
oh right, that's a tier up from the insult
that women belong in the kitchen,
oops...
            the last meal i had was a pasta
bake, with the pasta not done al dente,
and after baking: mush...
   any pensioner would be happy
to slurp that carbohydrate mush up,
through a straw any time...
  bad *** = divorce? try overcooked pasta,
or undercooked potatoes.
      that **** gets me steaming
puffing screaming obliterating any if any
there was an internal monologue...
  why is cooking deemed a feminine
            "chore"?
                    why can't cooking suddenly
emerge as both art and chemistry?
but it is just that...
                 who said that women belong
in the kitchen?
            i didn't say that...
   nor did hell making a broth of sins...
   and suddenly, what? the idea is infantile?
go with the flow, no point breaking
a sweat by imitating a ****** building a dam
to clog up the popular view of:
   well, given my dreams, i'm sure as ****
scared of dying, and waking into one
of these dreams...
     where in the woken-into-dream i'm
not the protagonist, but merely a cameo;
my fear of death is not that of amen obliteration,
but the idea of waking up in a dream,
and as i already said: with but a cameo role.
once again: who let these women into
the kitchen, and why is cooking stereotypically
a feminine affair?
                 doesn't anyone relax and loves
to see the transformation of food
like a chemist might with chemicals?
              again, once more:
   you can get your gender neutral pronouns,
but once you allow pro gender nouns...
    i.e. a chair is a man, a table is a man
(masculine) -
         a candle is a woman, a mirror is a woman
(feminine) -
oh, wait, right, english doesn't have
this grammatical dimension of things being
categorised by gender...
      it only has the microscope the (i.e.
direct article) and the telescope a (indirect
article)...
     point being, this isn't even my fight...
i'm quiet literally a bystander,
the english language is inorganic to me,
it has been acquired,
   it's not organic enough to make a former
slave into the slapping slur rapper of exponential
slang source...
          i don't know how this mutilated
elephant man of a tongue is going to survive
this "epiphany"... " " (yes, that implies
sarcasm, as perfected by the english themselves)...
      i almost feel sorry for this to have
arisen, someone must have taught you
cheap native anglo...
   now i get the english gender neutral noun -
but a gender neutral pronoun?
  you'll have to start speaking french,
or polish, to get a gender neutral pronoun,
given that in these languages:
nouns are pro gender.
                                            sorry;
you simply can't turn your spreschen into
hieroglyphs overnight and expect me to understand
you, with, what the current year suggests,
leaves me without a rosetta stone
to decipher the jargon that's transcendental slang;
maybe if i spotted some gender neutral
pronoun graffiti on the streets,
then, maybe;
nonetheless, once more:
   this is not my fight, this language is not
an organic extension of me,
   it's an inorganic implosion -
to me this language is a parasite,
        and i am its host -
bo inaczej nie powiedział bym swego
pierwszego słowa: tak,
   jeno inaczej - jak już powiedziałem przez
swego, krasomówczym, pasożyta.

and if my ethnicity is vermin,
   guess what... this language but is a parasite
in me; the day i die, is the day
              i finally rid myself of it.
Mateuš Conrad Feb 2017
chór! i duch!
               blady... rym...
ale i też wygoda powrotu
jako niby żyd... bo
te paluski... i ten *lajkonik
...
kiev w warszawie... na
tym tle: bo to gwar gadania
i autobus w pizdzie nocy i
zimy... ceka... ceka.

   o bodziem...
  punk kot w czekam
i czoło i glebe i rys islamu,
   i szkło skalu w czaszke
i gołote... i ten... pierdolony kosciół!
goły... naked...
         the cat weighs about 10 kilograms
i'm obviously going to head-**** him
to say good morning...

rrrrrryb ah! koscioł! groto i smród!
rekąpis!                   ryba! flu flu flu!
oj tu: pingwin sie zgina! huj! bra!
   tu! zeżre te polsche... te polsche...
zerwie z nią... bo co?
jakie narodziny mam, "celebrować"?
ja na typ o motłoch? baba?!
taki typ by na miet i slóp -czysłav?!
pats! prostak z... miasta...
  chleba mało... tsa zebrać...
seplień seplień se o se: nago
      i choroba... gniew... grób;
padaj! jak gwóźdz w trumne
czy tam gówno w toalete...
       tsa u... tu com sa, tam com sa...
ja na wygnań!
        ja wygnany, co mi te poloki?
półtłoki? boli, nie? zyh poza granicą,
tam, dam ci kwit i... kćuka!
                 kćuka! na witaj huju!
potem -senką: za casów Herod'a...
  co sfe: pio... senką; taki tanz: oi! ola ola o!

taki zemnie polok, jaki ten
pierw żyd, co pyta:
  
  pytam... bo czekam...

(choir and [the] ghost).

    warto pytać, oto wiem że o nic nie czekam
(nie czekam o nic... po? nie czekam o nic...
po prostu czekam; tak tak, nic nici nić nitka nikt;
kurvfa shoelaces... you ******* deaf
or watching kochaj albo rzuć?       );
tym warte pytać of -zyk-
kiedy nie w... kraju...  or-zelek... or-zelek...
              taki kwaśniewski co tylko sepleni...
blah blah blah... potem na gniew
vay vest vey kal it a p-cle... susumber: or cueue...
         oi oi! wrona! hej! wrona!              co tam?!
eh, ten rojs siber tesz popierdolony...
rrrrreeee lee, wrona! co tam?
o kurva... terz troche... mmm uhum... mm... eh?
   is bez powrotu... taki... niby...
dobry fason i wybór słów
    jako dobry wójek... po glebie jak po
grzbiecie psa
...
ah ten pysk.... taki dobry pies
mógł być, a potem, nagle, naturalnie:
wściek! pyska... harem! harem!
         harem! grypa! grypa! ugh!
                                golem!
    co tam wyrośnie, to tam nigdy nie było...
ani cebula co płacze, ani
           burak któremu zęby
   wypadają...
      oś? czy... osa? i z tym językiem
bez tego języka gwarancji?
            taki jam obcy...
   ja nawet obcy gadać obcym... do perfekcji...
jaki to musi być nud... aby było
              jak to musi być, skoro jest?
    last time i checked... pretty **** awful.
Mateuš Conrad Jul 2016
transcript from a cult movie

bolec: O! zobacz bracie! spójrz jak oni sie ruszają; nie sądisz że polskim chłopakom też by sie przydało troche luzu? przykómaj te kocie ruchy! mogliśbymy sie od czarnych wiele nauczyć... koko-dzambo i doprzodu! to moje hasło, dobre nie? czasami żauje że nie urodziłem sie czarny. hej! chłopaki! a może macie ochote objerzeć film? ja ogłądam po kilka filmów dziennie: pościgi, strzelaniny, wojny gangów, to mój chleb codzienny... mam nowy zajebisty film... "smierc w Wennecji", nieźle brzmi, co?                spokojnie, zaraz sie rozkręci...

fred: ty jak ty sie nazywasz bo zapomniałem? kolec? stolec?

bolec: bolec.

fred: no, więc posłuchaj mnie teraz uważnie, bolek... byłeś w stanach?

bolec:  nie...

fred: no właśnie... a ja znam kogoś kto był... i opowiedział mi to i owo... w iesz skąd przyjechali czarni do ameryki?!?

bolec:  z afryki...

fred: no właśnie... handlarze niewolników przywieźli ich z Afryki... A myślisz, że to taka prosta sprawa wysiąść na plaży w Afryce, złapać w siatkę zwinnego, silnego murzyna i wywieźć go za ocean?!?

bolec:  chyba nie...

fred: no jasne, że nie... udało im się to zrobić ponieważ wywozili tylko takich co albo nie potrafili spierdolić przed siatką, albo byli największymi głąbami z plemienia i wódz sprzedawał ich za paczkę fajek, bo i tak nie miałby z nich pożytku. i ci wszyscy nieudacznicy pojechali do ameryki. pożenili się, porobili dzieci... świat poszedł do przodu... pojawiły się komputery, amfetamina, samoloty, ale co z tego, jeżeli ich serca pompują tę samą krew, są potomkami człowieka, który na własnym podwórku dał się złapać w siatkę, więc nie uważam, że naszym chłopakom brakuje luzu... kapujesz?!?


and it takes just another big **** to have a one night stand,
and a big enough heart to have a relationship
so the soul enmeshes the juices - that famous
W.D. 40 moment - and a cheap U.B. 40 moment too -
it's a drag like that, he can run a 100 metres in under
10 seconds, but when he swims you just hear
dolphin cackling in the background - not **** aqua
for sure, that's me, with the myth of Atlantis -
orderly, please! line up! take your badges and disperse,
we'll be back here again at the fire-evacuation point
in the the near future - in the meantime do whatever
it is you do, and do it. shame really - you ever see
the fire equipment of 1666? a large water bucket...
people either had a lot of common sense back then
or had magnanimous airs about them
(see how many lawsuits were made in the past decade),
primitive technology - i guess people thought a lot
back then... no talk of dementia - they were hardly literate
but they thought a lot, becoming literate meant
becoming aristocratic degenerates - excess wine, *******
***, scab and crawling ***** on the cranium
intended as barbers - then too many synonyms came,
you said barber and he knew the beard and moustache
was an extension of the head - sure, softer keratin, the harder
version being - i've ***** on my face! i've ***** on my face!
short and briskly - freshly mowed lawn... mm, nice -
fiddle the other part, i'll take a Sikh's beard and make a
violin's bow on the sly - see how Mozart sounds after
that. the Mongol stank and conquered the Alexandrian
Dream - before the arrows pierced, the stench overpowered.
it's just a dreaded affair - in order to give pleasure
i have to give my inner life up - the Greeks called it
barbarism the over way round - words from a *******
as if implying i get really jealous and bring out a knife -
the wonderful phenomenon of the schizoid condition,
or as prior worded, premature dementia, yet such people
continue to be fully functioning in a sense -
language debris - a meteor's tail - politicised psychiatry -
the easy route - say the noun hammer and you know
exactly what to do, unless it's Heidegger's hammer
and you realise he's implying two labourers talking
philosophy while working manually - in that
the ego (nail) should be hammered into a plank
of wood (thought) as easily as the reverse - the reverse
being the hammer (extended into the profession that
uses it frequently - i, carpenter) utilised (being, a) -
i.e. i, being a carpenter, nails, hammering in.
i didn't think this through - what's bugging my certainty
in how to explain it without conversation between
two carpenters discussing philosophy, which never happens,
is not what i'm bothered with, the real issue is i have
with the inherent negativism of subjectivity in English
interpretation of philosophy, crudely:
subjectivity is bad, wrong, self-indulgent, pseudo -
this stress in English thinking with its glorification of
objectivity is, to be honest, strange...
it comes from a book review of Wagner's Ring of
the Nibelung - equatable words: banal and subjective -
banal - trite - well given the "success of the human species"
i'm surprised it's not a universal truth that
we've come a bit trite given the numbers - i've seen
cucumbers fresher than people, we're bound by
an approximate of 70 springs, cucumbers are bound
by 1 spring, you get fresh in a supermarket,
you don't get fresh in books, what with the third butterfly
species σκoνιςμυγα (skonismyga - so not -muga?
up Saigon? i thought you cut off the bits you didn't
want and put the other letters with the cut offs together?
no wonder - upsilon [u] isn't said - just like in Latin
in English we have why - iota not y - dust-fly, i guess
Babylon did survive, in the variations disguising "dyslexia")...
but why is subjectivity so horrid? i thought
we all had our take on things and none of us wanted
to speak for the whole of humanity? Nietzsche warned
and defended individualism like that - who
would want to speak for the entirety of humanity?
in the political realm in the west subjectivity is defended
rigorously - because if you begin championing objectivity
in politics the Iraq Invasion was a bit stupid -
despotism, d'uh - yet in England the tradition is to
have a culture of literature that shuns subjectivity
and champions objectivity - why is subjectivity so
negatively perceived? oh, you're afraid someone is
so ardent on their choice of interest they they might
by accident speak-spit into your face?
subjectivity can't be so ****** negative, it's an expression
of an escape from what objectivity already
defined in the pinnacle by Descartes: res cogitans,
(a) thinking thing - we only write subjectively because
we've been caged in that little no. 2 of a waiter's james
bond tux - we staged an escape, a self-worth fanaticism
on the subjects we love rather than "have to" investigate
without passions, just hubris - which is what
critics use - hubris, disdain - the study of language could
have a similitude to the math of
1 (hubris) and x 1 = hubris, 1 and x 2 = audacity, etc.
in the synonymous table - the lubricant factor.
so, anger over, back to Heidegger's hammer -
nail (ego)            plank of wood (thought)
hammer (therefore)                   a table (existence) -
so why need proofs? why do i need to prove i necessarily
exist (when i don't) or that god unnecessarily exists
(when he does) - why prove something?
so another million schmucks can come along and
prove it either way? it's the nonsense attributed to
Descartes - he stressed an impossible objective-subjectivity
(grammatically more understandable, rigid:
noun-noun doesn't work, ah, objective-subjectiveness -
noun-adjective, pencil-sharpener, pencil-needs-sharpening)
in terms of others - hence the existential other -
well impossible for anyone else to have thought it up,
the impasse of wanting to plagiarising it - a real cul de sac -
well, that's me done on the topic - sonic -
as far as i'm concerned most people keep rigidity
a tight collar of using language not coming across a speedy
suggestion to not think about:
the speed-game of preposition juggling and contras etc.,
the acquisitive use of a language v. the inherited use of a language,
two different ballparks - what i acquired i thus express,
what the organically-historic entity inherited he
will primarily convene to call Poles vermin - a little
perplexed by a more labyrinth style of language used -
it gets personal day by day - but of course the ******* are
a protected species due to their colonial roots - at least
with skin-shallow discrimination you have the obvious bang,
and the immediate retort... this **** is swelling, slowly...
slowly... slowly... those were 8 million or so
Polish-Jews... also vermin... this **** already imploded...
it hasn't exploded... it's a dummy bomb... it imploded...
it's swelling... slowly... slowly... slowly... and when you
won't know it... BANG!
Adasyev Jul 2018
Měsíc bdí na nebi šumícím
a noc modrá je jak krev,

někde v dáli jsou ješteři v ulicích,
za plátnem ozývá se řev.
Mateuš Conrad Oct 2018
.nie dotykaj ich kobiet... mowie ci... nie dotykaj ich kobiet... to nie twoje, to wprost obcze, i tym bardziej owcze...jak sam, zobaczysz... nie tykaj ich kobiet!

ja nie jestem tu, w ramach potrzeb
ich kobiet, mowić słowo: nie!
ale... ich kobiet "potrzeby"
mnie naj mniej... interesują...
kiedyś... może... nie teraz...
ja, tu jestem...
  po tą kurwe swe znaczą
tytułem: językiem...
ja, jestem tu, po ich             zór!
pizdy w ramach gnoju jedno,
ale jedno nad wszysto..
ich. jęzór?

                          jeniec?
taki jeniec? jaki może być
sam język sam w sobie?
no to jaki, jeniec?!

    to...            to!
a tu...

        tu? tu... teraz hymn.
i to słynne... sto lat!
no, panowie?
co? co kurwa jest?
sto lat sto lat niech
Dąbrowski żyje nam!

            to jest moje: salve regina!
ślepy bładzi, ale ten co pyta?
tym ja, jam tym ślepym...

jam ślepy i tym samym,
jam co błądze...

         kiedy kusić trza...
  to nie tym zorem...
             ale tym, o ile sto lat
zapuźno... jam sobą...
przy twym tronie
tym ten sam.

jam mówie swą krew!
   i tą krew! swą jam: przemówie!
nawet do tych bez
kraju, i fałszywego Pana;

oczy jak iskry,
i mowa jak lustro...

   nawet do bzdet kraju,
i fałszywego Pana:

rój! i cholera nad resztą!

nawet... owszem, Panu,
ale kraju,
ale kraju...
co Panu nic wart.
Adasyev Jan 2018
***
Hřejivé paprsky zimního slunce
házely do sněhu stříbrné mince.

U sněhu se třpytí zelená tráva,
je jako pobřeží,
jak nějaká mapa.

Prorůstá tím sluncem úplně tiše.
Tak v lednu může růst zelená tráva.
16. 1. 2018
Mateuš Conrad Jul 2016
Aniu,

dostałem słuchy na temat grafiki - nie jestem Surrealist'ą z poprzedniego wieku (tzn. dwudziestego), to już mineło... może i też miałbym pozory sfobody by skrytką zza popularną sztuką miałbym brać jakiegoś malarza na front jak by to było wydanie Ortodoksji zwane Penguin Publishing House, ale wolałbym mieć pod uwage geneze, tzn. kompromis braku koloru i tą nadrentą komplikacje modernizacji na tle "programming" szyfrem komputera - a ten kompromis? szyfr chemika... wiem że to może brzmić zbyt contra idei ładnego obrazka czy tez ikonoklazm'u wedle sukcesu sprzedarzy książki - ale jak orginał to orginał, bez kiszeczki, bo kto tak naprawde chce pokazać tważ niechaj pokarze ją niż maske pierw - wiec myśle o notatkach z sfer chemii w goły-trakt poezji. przesyłam jeden przykład, trzymam notatki inne takrze gotowe, ale to jeden przykład; nie chce sie chować pod skórą innych artystycznych wybryków - szczegółowo poza gruntem orginału pisma jako malunek pierw, a pismo po (ksiązka to nie Boeing 747: obraz pierw a dzwięk po - tzn. dzwięk pierw, a obraz po) - a więc i też skreślam zaufanie co do piękna malowidła jako przeciw tego samego niby ambasador'a dającego ochrone pod tytułem: brzydastwo wiersza konieczne; wole by jedno z drugim miało zaufanie, czy też wpomnienie obojga na począt i na koniec:  na trasie wątpień i zarysów warte twarzy w publicznym miejscu poza oh ah ah oh galerii. a więc zakończe - inne e.g. prześle jutro - ten jako prolog w temacie: o co mi chodzi.

Mateusz.

p.s. oczywiście ominołem ę czasem, lecz jest zachowane w przykładach głębin - ale to nazwe proto-ortografia Polaka poza Polską, takie potrzebne lustro w Angielskim 's - czyli liczby mnogej co nawet tłumacz by powiedział: sprechen Deutsche?
Mateuš Conrad Jun 2017
nie tak sie przerzegnamy jak bylo dane (w lewo, w prawo, w lewo, w prawo) nie! pierw głowa, potem ręka, wtedy serce, a na końcu: pachwina; jako prawo-ręczny... straciłem ucho na nowoczesny vogue lewicy (w braku komuny)... bo trudo srać, i słuchać tych... bzdur! w swym: powiem co tylko moge... bo i tak angol jest trędowaty, jeżeli chodzi o języki, oprócz jego; a o tym znaczy gromada amerykanców którzy tylko mówia: jak to sie wypowiada?! rub rub rub your hands... startled by the sea of tongues, dislodged from the synchronisity of the tide.

tú stanie moja stopa,
                           i tu nią, powiem
    *hūk
! grzmot!
                                rygor! disciplina!
   aport! aport!
                mniej warty niż pies
                                      gnoju!
  doberman na podwurku
                                   chociaż szczeka
    na widmo, czy też cień!
                         ty, kurwo języczna?
    whine whine whimper...
dawaj chociaz voodoo haiti,
      a ty kurwa skad?
   nigeria? kenja?
     co tam gavari? zulu?
           no to kurwa mów! - - - -
- - - - - large dogs don't really
bark at other dogs
    or people, the ones they
                          can see...
          poodles?
   they're picking the wrong
fight, always have,
                       always will.
        ten "muzynek"
bambo?
     wkradne sie w jego
                                  dupe...
   z metrowym kijem
           bambusa!
    i potem spytam...
           gdzie te widły
chinczyków do żarcia
             z twej mordy?
choppy choppy, shticky shticky?
                 bombai fwy wice?
        dziś? jutro? pojutrze?
   za tydzień, miesiąc?
  rok? sto lat?
              sto lat! sto lat!
      niech niech żyje nam!
ale mie to wkurwia...
    wprost, dzięki bogu że
tego nie mówie...
            bo jak bym miał
o tym gadać... to i tak
bym nie gadał... tylko srał...
czy też bawił sie w
                   rzeźnika...
o hej hej! fri-dom of spicz!

  niech bedzie pochwalony...
na wieki wieków
                     ten zór byka...
      że tak sporo na zachodzie
myśli: słowianin to slav tzn.
niewolnik, albino-bambo...
a tak naprawde to:
       kowalski...
                słowowalski...
                      ­ słowny-kowal,
          kowal dla czteru!
      czterem w oddech ziemi

                       north (conquest)              
    
west (war)                +                   east (death)

                       south (famine)


we mnie cichy lew, i tym bardziej
                  lis, szachista ciszy;

             ale z nich pół-głąby kapusty,
co to za polityka, jeżeli tylko dwu-znaczny
grymas... i tym: niewyparzona morda
"wolności"...  co każdy aktor czy diwa zna?
Mateuš Conrad Jan 2017
i don't know, maybe my writing has overtones
of begun conversatioin, never finished...
or maybe conversation is all my writing ever
invokes...
              it's almost as if want to talk...
but never muster enough will for it to take place...
   i could reread Kant's transcendental methodolgy
over and over again,
       i don't know, maybe because i'm european?
and i feel no allegiance toward feeling bereft
in dealing with a colonial past?
         european-centralism is nothing western...
it's not even muskovite, so what the hell is it?!
           when i read kraszewski is didn't beg for
Dickens....
              England was a marr bruise, 1 thousand
miles off from Reykjavík...
a lost cause...
                    dead in the artcic, alongside the scutter
of: the tales of the beheading monk...
          should he ever arise: and make Diana
the patron saint: as is her due...
             whenever i spent three weeks
starved from the medium of defeat,
                                 i did read Kraszewski as antidote toward
the fluke that's: paweł jasienica & sienkiewicz...
                    if ever poszukiwana, poszukiwany, (1973),
czy tem myś, czy tem: **** misja!
riplej! riplej! oh! nie dadzy ripleja!
   o **** to pytać: kurwe z amsterdamu.
ty? ty to huja dawny o zzadźwi zakonice w chomoncie
     nabić krojem: w babylonskie obietnice...
   szomota kryju skarg...
and this the end-trip of polish culture,
and me scold, that rubric of a wish to forget china-town!
you just savor that phrase: designed in California...
manufactured in Beijing!
         Mao-Tse chung-fowl kung-fu chop!
hrabia Ezzex...
                            fat-ma-gil turkczynka wiodle:
chóra! brak Arraba! tak, ten spustoszały
                        zagwizd smroden pełny, czworakim,
  obgadany w kodym: Lałrancja blondaßa!
                 anglischen: murgrabiaschen bach!
                          obejmać: wielbłąda, też mu pisano!
cycor wydajny... pierś też nie brak!
   cycek to też twój idol... ziarno maku zjem...
piasku: wpluje ci w oko i powiem: pieprz!
  sfędzi? czyli: trafiony: zatopiony... u-zbek u-bjojten.
jak tylko mu to Bóg zapisze...
tak zaklęty pismem: jak i czołem wyryty!
w swej mądrej czuwości! w bidzie będzie cytaty wtedy...
   czoło jego wyryć da kilo czerni wydobytej:
bo bendzie mógł mówić: szmacznie: stolec kwit!
i to straty: tak naprawde pragne.
                   at tu sra, sra sra: wielbłądzą flegmą:
by tej nie-wyparzonej gębie nadać nowy czyn
takiej to samej orgii pewności, jak zza wieku począt 2, 1.
                    to ja też go: o pardom: krawatem i
kajtanem obuznajm spytam... i co on mnie wtedy
nie powi! o jo jo jo joj! asz: sie boje.... boże boże:
   daj mi tchu: by w tą arabską morde
   na pluć co zwe: żyć z tobą nie łatwo...
  ale trza...
   pokajrze mordzine my bratku...
                                     daj! wszyje ci uśmiech
                poza granice policzek! tak na zbyt,
tak na gwarancje...
                               bo może i zapomne,
co kiedyś na mej, twarzy, nadać słowo zakwitu:
                       słać raz jeszcsze, szęst; czuwam więc, onajmić szeście
tym statkiem: to konieczne, spartańskie: wzbudzenie,
                    o to zór wojenny! nawet ten
ostatni angol... będzie pierdolił mi smutki
                       o swym: wzbogaceniu na wichurach
              zdobycia: koron i grzbietów pochyłych
w skraj kolonii... opłoczynnach: morgrabia szczoch...
teraz raptem: revolt... ha ha...
niby marionetka i światem poczytna znaleźli sie:
                           niewiasta narodzin absurdalnych wiar!
   no kurwa! w bieli syta! ja cie kręce!
    takich to wymówek to mi naprawde, za mało!
Adasyev Jul 2017
Padal jsem podzemní přírodou
do mrznoucích niter
kde nikdo nebyl,

alejí rtuťových výbojek
spěchal jsem naproti
černému nebi.

"Zvířata zalezla dovnitř
a zvířata vylezla ven,
vsaje krev kámen dřív
než nůžky ohlásí den?"

Spěchal jsem podzimní přírodou
do města mlh
kde nikdo z vás nebyl,

zástupy jiter řinčely
po osmé
a po sté se skrývaly hřeby.

"Mumie zalezlá uvnitř,
mumie žene mě ven,
pomalí ptáci na kostkách
a mezitím tuhnoucí krém."

Hledal jsem pobřežní cestu
v inverzi jitra
kde jako bych nebyl,

s duší a bez duše
křižoval město
zdarma jak úplný debil.
Mateuš Conrad Nov 2015
czytając filozofie po polsku, ojciec mój który wyrósł na chemika obudził dziecie, a dziecie pochłoneło ojca mówiąc: od teraz zaczne, carpe annum, carpe zenith ex tempus, filozofia z logiki czy to z rzeczy rosnących - i w garści magika które wzamian za słowa hocus pocus wymawiane są słowa jan nowak urodzony czwartego kwietnia roku 1912 / zmarł rokiem 1973; czy to z rzeczy stabilnych w sensie inspectio ex continuum, czy też na skali micro (atomów), czy też macro (gwiazd); to ja wydam wartości nie-czytne mym ozorem, abyś ty zerknoł na to co jest warte czytania - obudź mnie w ciele ośmio latka twym ciałem dwudziesto latka... bo sam wiesz że przez tyle lat, nic cie nie nauczono -nawet ten bat i ta dysciplina nie wzruszyła cie aby zgodzić się na kawe przy domu pogrzebowym wraz z myślą: jaki to ma być, ten nowy samochód? z dala - ‘taki aby i trumna też mogła zapiąć pasy.’*

zza młodu dziad powiada wnukowi: matematyka, fizyka i sport...
przed dziada rokiem młody odpowiada:
chłód zimy, spacer i myśl;
kocham obiekt zwany kobieta... lecz nie temat...
mój sam bardziej wypełnia sześć kątów niż jej obecność zmartwień,
co jest jakby gra przegrana, więź tematyki mniej
jako wąż a bardziej jak glizda...
lecz chodząc miedzy kratami i domami anglii dostatku...
widze więcej glizd niż kobr czy też pytonów...
skoro geneza słowa jest brana od onomatopeji imitacji bydła,
nic dziwnego że my tesz na bydło zeszli
biorąc teorie lingwistyki darwina przez ch i es -
nic dziwnego że nie jego,
ale czemu brać pod uwage słowem: jak się widzi
kogoś pukającego w dzrwi w tle “słów”
jakby nie jeden knock-knock żart, więcej limit
tego że z nie animowanych rzeczy nic mądrego nie przyjdzie -
tym bardziej dodając do słownika -
jeno ta pierwsza lekcja zagrożenia małpy bez drzewa
z tym pyskaczem wężem, czyż nie?
jaki jest sens utkwić nową lekcje od rzeczy samych
niewinnych swoją interakcją z cieniem lecz bez machania...
jakie zagrożenie od nich? ah wiem, jeno arachnofobia wedle
kamyka rozmiarem ciągu gór mienia: tatry.
więc szkeliet tego boga zwany: komunikat - przez poetów
wyzwany na igrek i mieszanke czasu w pralce
czystości pomieszany: czerń i biel nada szary -
aby zerknąć w igły dotyku bez wargi,
aby te zagrorzenia zostały które miały znaczyć że
zeszły nam z drogi... aby potem tym samym małpim okiem
patrzyć na rzecz dosyć stabilną i sprawdzić istnienie atomowego ruchy
w stajni, między ślepotą a ruchem, mgłą a cieniem.
Mateuš Conrad Jan 2017
i'll write my german like my father soap operas his english, mangled, and disturbed... i mean grossly misjudged.. i mean like: did anyone really understand him? they must have since he now has a house... but then i was too lazy to begin with... which is nice, to begin with... i mean: that nice: clap clap... clap clap... all i need is a hope for encore... it's Borat pseudo Kazakh nice... i mean, i can speak the most perfect assimilation tongue for my host nation and end up on the street... just like i might become the ****** argument in germany... where i actually left my docier... now i love to write a bit of dangling ******* in german, dunno, maybe the pole in me felt like it... thankfully no knows jackshit about Polish history, or Mongolian history after Genghis Khan, therefore i'm not prone to a phobia of repeating historical demands! i mean: who the **** remembers John Casimir in the anglophone world?! umm... no one?! hurrah! we get the blond penguin tuxedo quiff juggernaut into power... but allah'u akbar... it wasn't the playboys of Dubai!

nein!
du kann nicht eine
  zivilisiert brutus,
mit verschwendenvolk
führ hyänewirbeln....
ja... art sortieren kindsouffle
wie mehrsaga...
   hinweis papa-pauß?
deine ein sauer antlitz...
ein fuchs-hyäne: herablassend,
trocken- nordpol otto theodor,
                 ein! sú!

i basically write the broken limb tongue my father speaks
on a construction site...
          i mean he speaks out of time, and sometimes
out of place...
   and every time i write his invoice i am
left heart relieved, had i a romance: i've be broken.
                        but the funny thing is,
i write this ******* and i can't even own a coffee machine
having said it...
             he speaks pish-boor english and gets a house,
a t.v. and a car....
      i write this perfect assimilate english and get
a postcard from australia: thanks, move here.
                   i'd hate to imitate the jew and turn to be
a nomad...
               but globalisation evidently demands that of me...
   it just gets boring after a while,
with all these needs and Neds trying to compete,
i just want to end up failing with fireworks...
become god at the age of 33...
                     and **** the rest of it if i should live
to be 66...
                        ah, come on man,
show some veterinary bias...
            some cult, some basis and futurism without
a regressive attitude... give the dauch the scoop...
and the lady her pooch pouch of vogue!
                  ah, then you're like me
talking german, like my father talking english...
perfectly... via fuchs-hyäne: perfect to the laugh
defining night; or licken-icken:
          für deutsche! über alles: für deutsche!
do brody, byczo jest! und nichts est!
               nienen warschau mitteklasse!
schwarz zirkusegen schatten: krächzen!
                pirdolony or-zełek twy... hujnia i motywa
      na badziewie.... mówi: matka... a potym... kórwa.
ha ha ha ha ha ha!
a po co ty i ten cymbał azjatyk? ten czambo kazak
i  pierdolony cynamon?! huh?!
po jebaną plombe, kasztan, mogiła, figa i pflaume
            i śliwowice?!
Liban na odzew reszty oliwek?! pospolity ruch?
   wnikąt rzeszy! masz! masz marsz kurwa na stambuł po wnót!
Sobieski Sobieksi i na głowie szambo!
te pizdy znów ci zawrót i chęć i nadzieją dały z
          genezą na coś by początek nie smiały miał być?
   ale tak naprawde nie tu... rogiem of warszawe roku '44...
bo wszystkich zycek wybito gazem,
gina musztardowym *smrodem
... senfstinken...
                    furzschreiten...
to wtedy tak naprawde to:
tak naprawde poza Warszawą to powstanie do głuchych
          oślą mową wzdycha wzbogaceniem zdobytą
                                 psim sumieniem i czekam na zdobycz
            to zwane honor i państwo... czyli
wszystko braku na uniwerku... póki braku ideału...
no ta... cerkwiew Piłsudskiego! ach ten wąs! niby Stalin!
ale brak tego romantyzmu z nad Litwy!
co ma ten sławny wąs z pod Gruzji!
już mi miód w portkach!
       na ten twój! w ochote i zamiar tchuża i
                             żacier w mgłe i proch!
jak i w papier i piasta mrok w paproć o zacier modlitw
                         i czarów!
       kłam ty oczekiwań mioteł i motyli takich fabryk
których... kochasz...  
oj oj... wmojym gardle hydra!...
                 na tyle narodów ile da sie pokrewni nadrobić
brata i siory... tak, dam te wojenke...by tańczył mi kozak!
a o tobie wspominał mnie jakiś tajny Romon zwany Wład,
Piłat ******!
             ksywa: wampir... nie wiem...
sporo drwena na maczugi... ale nie wiem po co on chciał
  tak na ostrzyć jak na ołówki... w dupy macać?
Mateuš Conrad Feb 2017
only one word prompted me: szło,  i.e. as it went...
urgh... phobias for slavs.... she was drininking tango...
(strachy na lachy, piła tango; czarna bandera! i or spanish y,
janosik! hula huj! niby, oby, nie prawda).
ugh, i sat there, on the throne, with my **** eager,
i felt sick more about a ******* relationship than the actual
taboo infested act... family via ****, what a dross!
back to level 1 of art, heterosexual, and onan,
                it was alway going to be
akin to history, and the caurosel... bilinigual "dyslexia" -
carousel... kabbalah in the moment, loss
of fixation on the tetragrammaton...
and i woke up today, fiddling with my hands
like a blind buddha...
that handsignal he is understood to "wave"
about in statue form, how the ring finger
bends and touches the thumb's nail...
and that's to represent a family,
index woman, middle man, pinky a child...
and why we use acronym base
for putting on a ring onto the ring finger,
touching the tip of thumb,
meaning Caesar said: all good...
outside the coliseum...
so that's what blind buddha said...
and like i already said,
in the future philosophers were sellers
of dictionaries, and lawyers were
sellers of thesarus rex...
you mention the dinosaurs,
and i'm supposed to say: you're the lucky un.
i drank in order to remember
that i must forget...
but still my previous life was flashing
before my eyes...
like i was about to engage in
re-imitating it... a *******'s load of hope
groping the eyes of those who,
stranded in the desert, suggested an oasis...
as the title suggest: always about
cliche, about a faux pas... and yes:
an opera...
  i want to be the linguistic orginating in
chemistry, seems i am,
how the english tongue took to
late christainity, the un-orthodox mention
of st. thomas' gospel unearthed from
an egyptian desert... 30 miles south of Cairo...
or so so...
            i might like to read an existential
novel of the children bound to feminism
and i.v.f., and how horrid it was to live
with your parents, and economy,
   and how the shame came,
in pakistani format...
                 just thinking...
my **** said much more 30 minutes prior,
but the i.v.f. narrative and how our nature
was dislodged by our power to overcome
our foundations, and still people died
in earthquakes and tsunamis...
                 but indeed, szło:
how it went...
                and thus my reason to give it ***...
like learning french, masculine and feminine forms,
of the said word,
  szła = she went; szedł = he was dasein / walked,
ergo revision szła = he was dasein...
   and that's the reason i didn't really
love my russian girlfriend, she said
polish was primarily defined by
   ш ш ш, i said huш, she said: шut up!
   the last love and the only and the end, of a concept
and matrimony to fiction.
let's deal with realities... play marbles,
talk about gambling and gamble...
**** it all away... flip coins and
do whatever is necessary, having found love
is rare more than a peacock feather for a quill,
and let's just, grow up.
every, single, time, that jewish ghetto freak
of a god comes up, an all encompassing word,
that can encompass mere noun, from mere sound,
from mere onomatopoeia, into a verb,
   a lament configuration that just encrusts itself
into the concept of a noumenon...
past terms, present terms, future terms...
and sexuality...
  szła шedł szło...
     three sexes, one, the last, neutral...
               and when psychology comes along to play
the game of anthropology you'll say
what i said... she dasein, he dasein,
   it, the world, happened...
                             and that's a thank you
to a philosopher of lore (20th century) for being
able to complicate my life, and
   celebrate the ghetto god of Jews...
  nah, they can keep the crucifix and their
Judas reward like altars...
  all that gold needs the stink of prayer
and sycophancy... like they do in Russia:
priest stands before the altar, reads an orthodox
verse, his back against the people kneeling
behind him, as the depiction of Judas
in the scenario of the last supper...
and you can't even sit and listen to the choir
doing a rendition of Bach... some church
attendant tells you to not sit...
and appreciate the choir...
"modern" Russia for you...
   what's with this cult of modernity?
we are living in times where modernity is cult,
it's nothing but cult, or the limit...
modernity is a cult of journalists...
they're almost anti-darwinist in their expression...
poetry, poetry has to, attack journalism...
i see no other way to go about it...
   marriage... hmmph! шło, how it went...
well... it went like this:
siała baba mak, nie wiedziała jak...
chłop powiedział.... i to było tak:
   an idiot mongolian played the imaginary
harmonica doing motorboat with
his lips and moving his index finger
up and down against the "slur" of excess phlegm...
(a woman was sowing poppies,
she didn't know how,
a man said: like this... and both became
Glaswegian ****** junkies to "feel" good)...
   i broke up with that russian hyenna
just before she embarked into m.d.m.a.,
yes, i'm a happily alcoholic concept of
sanity, for what sanity's worth looking
at other people claim their rites of passage
beyond religion, beyond anything,
as said: only choice, and subsequent regrets
and joviality: if prominent on the faces
of some you encounter in the fudge of
modern grey matter / area.
i can only say that this current transgender
movement is almost as prominent as
what's inherent in the english language,
how words like table, chair...
pineapple, do not have gender in the language
per se, there's no masculine or feminine
conceptualisation of simple things,
someone who's french might say
a chair has male qualities,
   and a table has feminine qualities...
it's subtle... refined to a very slight
           chance of spotting a variation of spelling...
e.g. шło (how it went), and the two variations,
one for man (шedł), and one for woman (шła)...
evidently the anglophone language has too
much money, and even more spare time,
to actually un-poeticize the nag hammadi library...
i mean, everyone is killing poetry,
but this sort of ****** is beyond any worth...
the genesis of this story begins with
psychiatry and the 1960s, primarily a Scot,
a Glaswegian, r. d. laing, coming straight out
of c. g. jung.... freud is for rich people and
the only oedipus: Wilhelm II of german...
it must be a luxury, it can't be anything but,
it must be a luxury to have dreams
and to also have an interpretation of them,
right? they call them the snowflakes generation...
i just call them freud-tards with their toothpicks
for trees forests of "depth".
looking at the way jesus is depicted, with a
void black halo around him:
i'm suspecting we wasn't a big dreamer,
to lift the veil: an imitation of Joseph,
seven lean years, seven bountiful...
   and how so few of us actually have a rich
dream life... we don't, not everyone is invited
to lead such a double life...
  some do, and they have recurrent dreams,
well, one dream over and over and... what a boring life.
i dream sometimes, but it looks like scrambled eggs,
too many: dreams within dreams...
   then again, if i followed the diagnostics of
w. burroughs, i'd probably feel embodied in dreams
if i shot up ******... or smoked it...
  but i prefer a rested body anyway.
so yeah, a bit quasi-etymological,
those "idiosyncratic" but rather specific words:
шło... id.... that it went / how it went...
  and so it went...
english doesn't have a *** in language,
   nothing to decipher whether a man or woman uses
it, unless you congest it with
   excess pronoun shrapnel...
          excess pronoun and conjunction shrapnel...
the only thing that resembles saxon in post-Hastings
french viking invasion are the way chemical
nouns reflect what a german makes of
antidote to claustrophobia:
                  habbeschneizergoo, or thereabouts.
let's just say: language as theory.
   this is mine... what do you have?
ah... right... a concrete heart, an empirical heart...
does that allow counter defining an origin
not related to the big bang, but a meow or a woof
of knuckling a tree... i.e. extracting sounds
and later appropriating the invocation of sound
to later state pointless mantra, and otherwise
read more, see less?
   if we're talking sounds, or the big bang
is my idea of the φoνoς, look... the ancients
beginning with Heraclitus had logos...
or word, until that concept became ghetto...
now we have so much music, and that one
defining "sound"... i say φoνoς, to counter
the science of the bang... and yeah, it's apparently "big"...
just learn a science to a degree level,
and then relax unlearning it writing philosophy...
you just might spontaneously write poetry,
     and gave a libido of a Solomon, but no harem;
gents! handshakes! handshakes!
Mateuš Conrad Sep 2017
palyak...
   gwoopi:
palyak...
  pierdu
wart piotr,
    lieb pavel!
palyak:
gwoopi
           palyak!
czekoor!
   czaj!
   jemu
zwe, cykor!
  zwe! gagarin!
zwe! kitaj!
    kitajec!
pan szamb!
    ruszkin puszkin!
zwajce pijajce!
    szto?! szu szu
szarania!
        moskiw!
bamboula:
bratek bambo!
ukrajnin: bohun!
  sto stokortek
nad grobem:
   KACAP!
  ка'тсап!
     HORONWIEG
zgranego
młota i kilofa!
oj barket:
ty raz jeszcze
będziesz
żegnać glebę:
            jak chleb!
gryź ty:
    tą garść piachu,
na twój ząb
jak modlitwe
    na swój zór!
          i mów mi:
słotka,
miękka bółeczka!
       kajzerka!
niby:
wilhelm kaiserschuh
tap tap...
tippentanzen...
mów mi że to tak!
jak zawsze:
    warta propaganda.
Mateuš Conrad Jul 2017
ozór mam swej ręce,
    oko
        w swym pysku,
  a słowo,
                 w swym oku; \ \ \ \
jeno anioł siedzi w mym
uchu, i gawędzi
     jak jakiś chłop
       o marnym wykształceniu;
bo se baba chciała chłopa...
  co by wydoił koze!
a ten chlop...
             hula-hula-hoop!
ucho zbyt warte...
   prawie nie warte
  kiedy serce szepcze;
                     i serce szepcze,
to co umysł głosi na folwarku!
   ten sam: za rok znowu
       wiosna!
       a serce szeptem:
     zapawene...
    a ty nie ojcem oczekiwań
  masz nie zaznać jakąś zmiane,
    chociaż tą najmniejszą,
by dać roku wyrok - tzn.
          ten przed, nigdy nie
     będzie ten po?
   nawet te zmarszczki na twym
czole, to nie te same glizdy
     w glebie ciebie, adamie,
                      zwanym ziemio?

i have my tongue
   in my hand,
   my eye
      in my gob,
and the word,
             in my eye. / / / /

moj jedyny kres to
     watek ukrainski...
poza czym, jedynie
slask wyrósł...
  *contra conslave

  hrabiń, i hrabów.

i tak też zerkam kiedy
na piaskach
ojczyzny...  ależ dziwnie,
prawie, a nawet wcale
jak niby to miało być i na mój
odczuć: ponownie w domu;
                     nie;
i już nigdy tak
                 nie będzie,
pomimo to że z tej
                 ziemi jestem -

pies warczy, pies szczeka...
              las otchłan ziewnienciem
otwiera,
           i tym, zasłania ludzką mowe,
mowiąc:
             to co myślisz, nie jest
to co wiesz...
        jak w ogrodzie:
    i będziecie znać różnice między
myślą, a wiedzą, powiedział dzik...
tym, drugim kłamstwem
   od pierwszego, zapewnionym.
Adasyev Jul 2017
Vyběhli mufloni z lesa ven,
šli po chodníku na přechod

to nemohl být sen, Dano
ten den byl tenkrát bez nehod

mufloni běželi z brány ven,
jen tak, aby se neřeklo,
běželi běželi v krásný den;
potom jsem šel na pivo.

Ale koho to zajímá,
když jste všichni v prdeli.

Kdybyste tam byli vy,
doufám, že by vás přejeli.

Běžela zvířata krásná jak den,
šla na hadovku posedět;
Co kdybys tam byla ty?
Mohla ses to dozvědět.

Kdybyste tam byli vy
a všechny vaše důvody,
mufloni a mufloni,
zkurvení.
Mateuš Conrad Sep 2016
ona mruga oczyma jak sra, czy jak szczy?
  (concerning one of my cats in the garden
                  easing the ****, or bladder,
whichever - imagine saying it's a baby
when it's should be said: retract that idea of
nappies and breastfeeding, watch Prometheus -
girl quick on the mark, alien tadpoles ahoy!);
you'd love to see the rainbow of curses
i littered the ground around me -
      all because i overslept my doctor's appointment
over the phone -
                 hell knows no womanly furies,
it's kitted out with them as standard -
                 mind you, it's about time to encounter
if not simply invite Dr. Zhivago to cool
things down -
                          such trivialities as only a woman
might know to be the basis of infuriated assault -
and about a thumb's length of whiskey
on an empty stomach, and three coffees...
              ****'s buzzing...
after vacuuming the house i make my oaths:
yes, the 21st century Homeric heroes to mind,
our modern heroes: heroism equivalent of
paying the gas bill -
                               entertainment value? zilch:
unless you're bound to be watching Odysseus
take the longest yawn spanning into the 22nd century.
no... i didn't have a rich father, but
they managed ******* into my mouth anyway,
no wonder all i get to say is: it stinks -
           alter?
                   *nasrali mi do gęby,
nic dziwnego że mówie: smród!
                                                    smród!­
nie jeden balas w szambie tym samym
    demokratycznym słowem powie: smród
                     i rozkaz męczybuły nad głos!
a tu jakiś Kossak pięścią... sto razy wdepte
ci dekalog: dwór! dwór! nie pałacyk...
                        buda! buda, psie marnego skinienia
                            w aport! hujnia i homonto!
              oraj pole... jebana mać oraj złote włókno
            by przestał głód pytać o gram
                                                        sytu­! oraj!

             beauty of out a loss in temperament,
no cocktail party for miles...
                                 if you look closely you can
spot a Belgian field of poppies;
god the English malaise of attempting to curse...
           the easiest curse in English is identified
as courtesy - sorry means as much as *******.
Mateuš Conrad May 2016
ja
ze sfobodą holokaustu
    rogiem bodziec...
                               atak!
R jak niby to pierogiem
Hosanna tyczy glut i smarkań!
bo to Rus i ryj anty Franc
a niby Syb kiwaniem -iria!
i głaz w zaziąb raptem szachy!
goszka ta sympatia narodu
w kwicie krucjat, kwitnienia jego Igor jego
Urrrrrrrrrr' 'ban! inicjał Urkaina!
lelum polelum... oh naj na Lacha...
Urban drugi a krucjata pierw...
bogiem tyczy nas co raptem...
co raptem to nie tyczy 'kogo... rzecz
raptem daje duszy sfobode!
i tak ten umysł zbyt jak rumcajs w cyrku...
między ciałem a duszą to ten umysł...
ta abstrakcja muzgu hartem w nic
by znaleść się i nie!
Dana Skorvankova Feb 2017
Ano, ty poslední tóny,
vždycky ty nejvíce vzad,
to ty si s náma pohrávají,
pro ně jsme lehký jak peříčka..

.. A na vše pozdě je,
přestože sotva padla tma.
Alespoň teď vím,
že už nic horšího, než pravda není.
Mé oči jsou odekryté
a horšího víc nespatří
(ruce se mi ještě třesou)
a všechno se opakuje
v kruzích přibližuje se a předtím vzdálí,
a všechno se opakuje
čím dál zajdeš,
tím míň.
Adasyev Jun 2018
Zeptal se dělník k čemu je umění,
když na mojí práci se stejně nic nemění.

Na mý práci se stejně nic nemění,
tak k čemu je umění,
umělci zkurvení.

Umělci zkurvení,
zkuste si umění
a budete tu jak němý.
Czytać nadzieje w poezji jest dużo jak rozumieć niebieski kolor w niebie,
ona czuje, zna ten perfum, co nie może sama sobie kupić.

Ten wiatr ciągnie, utrzymuje ale nic ujawnia,
koty marzą, a ona ciągle czyta te same książki.

Szuka ten kolor wszędzie, jej farby nigdzie nie pasują,
wysyła pocztówki do siebie z miejsc nieznanych z których
zawsze pamięta dziękowac za piwo.

Lata idą, a ona powtarza sie, ciągle zapomina patrzyć na dół,
nieobecna że niedługo ominie go.
"Slowly"

Reading hope in poetry is much like understanding the blue in the sky,
she feels, knows this perfume, that she can't afford to buy on her own.

This wind pulls, maintains but doesn't reveal,
cats dream, she still reads the same books.

Searches for this color everywhere, her paint doesn't match anything,
she sends out postcards to herself from unknown places from which
she always remembers to thank for the beer.

Years go by, she repeats herself, still forgetting to look down,
unknowing that soon she'll pass him by.

— The End —