Submit your work, meet writers and drop the ads. Become a member
Mateuš Conrad Jan 2018
pierdole, jade do Turka, bo inaczej ni-ma rady: pospolicie, czyli na pszysięge: klnąć! nad to:  ścisk ‘zora, o! tyle! gleba!  ścisk - tym ‘zorem siekać, i u-ci-sss-kać! no to dopić: pod ten brak  šatana - tego Ukrainskiego atamana - brak mu ręki - bo na ścisk - jak to mówie: cisza - szmer i śmiech! a to wiadomo czemu tak auto-matem iota ma główke - czemu nie ćιsza, jeno cisza? a no, dla tego! ja nie prosie by tak prosić na gotowe! a tu wysłane! cygan z dywanem perskim, a i tak nie wygoda! bo czemu kropka nad ι‘otą? a bo sie czyta Spinoze i sie pyta: nad literami grawituje tym pytaniem. - to też znaczy: poza lewą nie wie co prawa ręka robi - bo to oczy czytem jedno, a zór lepi drugie - kto by domyślił sie inno turkie ğ to jak ‘glika ha, ha gag - ab surd! grav’ niet kā’ron! bo i tak: śmierć metafizyki jest nowo-narodzonym szczylem (ščylem) ortografii - czyli dwa razy po krótkie i - jakby jota - głucho puste widzi-mi-sie (brakujący ogon, czytem: diabł ma rogi - a zatem: pytń  o ‘gon... jom ci pszepisze Ajrysza Finnegans Wake, tym bogatszy, a przy tym powiem: pierwsza cegła pod ten mur: al-buraq - czyli ten burak - czyli, die rotebeetemauer - jebaniec poniemiecki, jeszcze mu mało pożyczonych słowików... cirp ci kuźwa dam’nom, bedzie bi-da! bi-da! kozmopolitan tylko górali i szkocki akcent bawi na lublu... to cie kurwa zabawi, prędzej dziób pingwina skryje sie w moim łokciu, jak i dąb na tle mojej dłoni! pije, pali, konia wali... w imie ojca i syna, i duchownictwa szarańczy. post / pre scriptum: wolno myślący człowiek nie ma teorii ego, jeno mape, nie algebre o ten niedosyt znaka X - dawym imie - dycha! co pincet znaczeń, dycha! nie nie, aby podpis analfabety - tzn. X i ego, ** i superego, *** i id - tzn. to tamto, owanto. wu czy u - czy wiem i nie wiem, czy: kiedy piszesz i wydalasz cieć klaustrofobii - czyli: chłopie nie pisz jak plotnik fobii jesteś - ad abstractum - od nowa: Zyd na Gestapo - pewnikiem nie żaden: Brzeczyszczykiewicz - schusza - jakby odwrót: syty - szyschkami - šon - ko-kurwa-konery! jebudjed; budujem? da da... ja ni kocham tybi ty ni koi me. a to co? działa NA-WA-RO-NE-SO-LA-TI-DO. ponownie - sprość: ğnome - ğnostic - cisza nad gje.*

i to prawda,
   ta Grecja...
       kołyska zachodniej
cywilizacji -
   tzn. bahory,
      młode gówna:
   kakaшki -
lecz! Virgil i co Turek dobrze
wie... Grecja? nuda
i szambo murmur
w Edenie pirackim zwanym
Loon-dyn...
       bo ci powiem co ci powiem
a ci powiem jak Zagłoba -
   tym bardziej kochać
jak czerni syn w pieśń nad góry ‘niem:
   Bo-***! mój to ulubieniec.
           pisz wiersz ‘ciupki -
maciupki paniczku -
   pisz wiersz po każdej
książce...
              a co w Polsce?
meandry uczuć!
   tak, tak, z babcią ci powiem
nie o Greckiej piekności -
powiem ci o Turkeckiej -
    - co, za... SIKSA!
- i sam bym głowe w ogniste dupsko
diabła wsadził po modłach przed
ołtarzem nie jednej iskry Aten
                          blednącej -
   w tamtą strone jedzie w czern
ubrana żałobą piękna -
w pół kroi sie Ukraina i Grecja...
a tam, tam w post scriptum
Byzantina - siedzi wicher serca
cerkiew i meczet cukrzynka -
martwe to morze, morze,
martwe, lecz nie sól inno cukrem
lśniące błoto, jakby
   z Szanghaju *** świnski -
   córa dla starego i młodego -
Sühan - Sühan - Sühan Tuğba -
     po nią znów 100,000 łajb płynie -
dawna Troja -
  bo ci powiem co ci powiem -
     Turk nie Muzułman -
po Alim drugi - godny sfat Pers'a -
bo jak nie - Turk u progu Europy -
nawet i ja na podziw przed
    obchodem Kaab'y siedem razy
motłochu wart ogląd szkarabu -
i ten słodki adhan -
           bo dla szczoła śpiwać to
na marnie -
     boli też pruch po tych starych
bakach pośmiewiska papistwa...
   jebana kurwa mać w koło to samo -
nie wiem jak, ale
    wolałbym zdradzić chrzest
niż go przyjąć -
           ponownie -
ale jeno pod chorągwięm Turka -
jako janczar -
         chociaż tam jest: śpiew!
a nie, dzwon, dzwon w głąb 'pusciany!
czy też krokiem: kra kra krasnoludy!
fu!
     gorzkość i brzydota!
          mówie! Turek po łacinie
zacina? zacina - alfa-kurwa-becik
po jakiemu? nie po Ł'cinie
godnym Lwowa?
           z Turkiem moge, bo sie
chce, on i tak już lizał Bałkan
   i prawie zawstydził Wiedeń!
    ale to ciwilizowany Pan,
         bo umnie ubrać i nawet
pozwoli wypiç kiedy kości wychodzą
z ciała ogrzać cień!
     o tyle lepszy -
jaki przy Turku z Troją w ręku
i przy Perskim stygnięciu jest
ten prostak Arab...
     a jak im sie skończy czarny glut
to będa eksportować pioch!
    już wiem gdzie,
         na plaże Albionu!
             i tyle powiem -
   o Turka warto byłoby zdradzić -
bo skąd inne, piękniejsze od
  Greczynek niż ciup-ciup pijące
         wróbelki z nad Bosforu?
   Turek drugi Ali i trzeci podział
Izlamu - bo wkręt Ł'ciny -
             i tym też -
               sfoboda -
                 tym też dawny Byzan -
i Troja - i co jak nie Rzym -
        ostatni kalif -
                    i tym Arab w świecie
jak Żyd -
          ale o tym mniej od Żyda -
bo to bogacz na wielblądzie który
nie tylko nie może sie zmieścić przez
oko igły, a co też nie może
zmieścić sie w swe portki!
Mateuš Conrad Aug 2016
pre-scriptum: zapisałem sie... jutro wyśle zdięcia... fatalnie zakochany w tych grotach.

jak by mnie myślnym / myśliwym tokiem myśli nie chcieli równać z sobą to bym odmówił, lecz nadali film wedle Sokratesa, a ja Anglikom odmówie, bo chcem, nawet po kurz Mongolii, mam dość tępych Irlandczyków! przeciąg mnie dusi! te wyspy to wyryty gnój Ameryki.

te zdzięcia zbyt kuszaące - jak już powiedziałem pewnej dziewczynie na internecie... nie sprzedam mojego głosu jeżeli mi nie zaplacą! a nic nie dali, jeno gówno! to powiem je w gromadzie takich co mówią na migi - jak ten co z pochodnią na wejście smoka a poszedł trysta razy! zapominieć mówienia po polschu (ja niby Żyd, w Buenos Aires? no, niby post-Holocaust, to takie tango a nie tanz Bar Mitzvah w aleii Golders Green) - jak jedna: wiem skąd burak jest jak niby pochodnią nad ziemi chwytem w otchłan piękna i stokrotki... czyli: co jabłoń da, to róża odbierze, piękno niby było jadalne, a owoc ten jadalny był pięknem, który nigdy nie odda cierpieniu zacmienia, a jednak ponownie, ponownie, ponownie; jednak nadal w wstecz na gre: ojczyzna! ojczyzna! z agrafką po to by odnaleść tą sfobodną szlachte naszego rozbroju: co znaczy życie nasze a ich jeno kichnięńciem, księcia, ktoóry ksiądz imitacją ochlał wedle vino veritas!

kurwa! kartoflana gleba tłumaczenia Joyce'a!

Londyn to ino klejnot Arabii, tu nic nie rośnie, jeno głab czyli muzg kapusty, to znaczy oklask Mensa... nie?!

te zdzięcia i ja to jak ramie w ramie ze złudną imprezą za tą Ostanią
czyli mortum fatali

jak Narcyz wpatrzyłem sie w nie i myśle by nawiać na wyspy Owcze czy też Mongolie, zdala z tej lachy "swiata" i ludobójstwa ekonomicznego, wkoło mnie tylko wieprz gra na wiolonczeli, i tak dobrze gra że motłoch nie zna falszu od falsetto, jeno udaje na tle cytatu psa mówiącego: sausages! sausages! how! how!

więc wole w tych lochach odbytem powiedzieć co Zachód zna jako rękopis mojej zdrady, bo ja tu następnej i tej cholernej minuty wole w Syberie gnać, z duchem czy bez ducha... Gangrene Green... mysli tu jakiś z Essex'u tuman że Rzym odlalazł bez akcentu na literach; bo tu każdy pyta czy jest szalony czy tylko napisał Alicja w Kraine Czarow i Pedofilii.

post-scriptum: czemu nie piszom Řešów? bo im škoda? Wojewoda Prostanoga ptija - bo to po Ruszku pyta... a cygan... to znacy chyba. Holender i stare smieci... ale boli kiedy powrót stanowi więcej niż tempus lux.
Mateuš Conrad Dec 2015
as i once told a woman nearest to me
whom i was part of for a cycle of 9 months...
nie wyprowadzaj mnie z równowagi jak inni...
osiem lat słucham i wszystko co słysze to gówno...
wilk i lis ze mnie nie ulotni się bym nawet nie mówił jak jeden
z nich, dziki i wsciekły... moje słowa bedą jak kły!
(wiele partii czy tam głosów... prawdziwa demokracja)
przepraszam... nie raczej nie... SORRY (typowo angielskie
podejście na wszystko, dwu twarzowiec^)  że twój ojciec
sporzywał alkohol na imprezach... dla mnie alcohol to sedatywa.
^chociaż irlandczyk natyle głupi aby być dosłowny
i tępy jak kamień (na nim wszystko można
zaostrzyć - wkluczono wzrok, zgubione
okulary na czole wciąż) nawet w substancji kundla;
a to za gitare "maciupki" janie.
Dante Rocío Jan 2021
Zegar popuszczony. Drewno w deski popękane.
Twoje dziecię po raz enty leży w sofie, jakby nieznane.
Czy widziałeś jakże gołębice są dziś rozszlajałe?
Białe a wyprute, jakbyś coś z żeber z alabastru na wióry mi
pasem skórzanym przerobił.
Pogardą jakże ci koniak a nie me oczy ambulansem!
Wargi sąsiada jak posąg dawidowy a nie me wyżebrane!
A sen nas dwojga na strychu już tylko we krwi coś znaczy?
Mętny widok asów, pików czy trefli bez serca twej „królowej” spił cię
i na wiersz w popielniczce przerobił?

- Ty co stoisz dumna, niby poharatana,
nie wiem jak siebie samego odpędzić.
Jakiś ból liliowy, jakiś pieniądz w twarz córce rzucony,
ekstaza z barw i szkarłatu przed oczyma już tylko
do anestezji się sprowadza.
Bo, powiedz, czymże trzask twych żeber, o potomku zapomnienie,
jak nie chwilą gorzką małego goździka
co zaraz nagle w przełyku zaniknie?
Po cóż pierścień zaręczynowy, czesne, ognisko Hestii,
śmiech twój platynowy
jeśli stoi przyszłość jak twój posag stracona?
Ten salon, ten pas, ten orgazm, każda sprawa lichwy ci warta.

- Bez wykładania ci na ławę „przynajmniej ja nie...”,
chociaż stanę ci wyzwaniem i ostatnim tchem
jaki marmur mych kości coś jeszcze się broni
i spytam, nie wycofam:
Ten ból, ten skowyt co mówisz, jak czyn schowany Nazarejczyka,
u stóp w wodzie twych pracujący,
czy znać ci dać co przekazał przez wsze narody?

- Naprzód, wypatruję

- Co na Ziemi związałeś, w niebie się nie odstanie,

                jak puls w żyle ci zostanę

                     choćbyś martwy i go wydrapał

                                na pozór.
A prompt for the lesson of Polish language on describing current tribulations a married couple is prone to facing and falling to in modern times. On physical intercourses, betrayal, alcoholism, hasard, life after death, doves that go berserk from wife’s pain by the hands of husband’s violence and how it all might have no sense at all when one would look at humanity’s life and goals maybe
Adasyev  Aug 2018
Sdělení
Adasyev Aug 2018
Z iniciativy české státní správy byly na stránky hellopoetry uměle přidány reklamy. Ty se nejprve začaly zobrazovat na stránkách mých textů s cílem je zakrýt a odradit moje čtenáře. Návštěvnost textů byla také bloknuta. Poté, co jsem do profilu přidal info o tom, že se zobrazují jen před mými texty, se začaly zobrazovat už všude. Státní správa se rozhodla kvůli mně ničit i texty druhých. Pro srovnání se můžete na hellopoetry připojit ze zahraničí, zda se zobrazí nějaké reklamy. Cílem je mě donutit k tomu, abych smazal tento účet a svou tvorbu, jako pomsta za mou (možná přehnaně) satirickou tvorbu proti pražské státní správě nebo poslancům. Pokud jsem někoho urazil, tak se mu omlouvám, ale útočné texty pokládám za užitečné a dobré, jak uvádím dál. Nikdo si na ně přímo nestěžoval a pokud ano, tak by bylo nejlepší, kdyby to řekl přímo autorovi, tedy mně. Moje adresa: Mezi Domky 255, 251 68 Kamenice. Cenzuru pomocí reklamy bez dalšího vysvětlení považuju za zbabělou.

V reakci na cenzuru a reklamy jsem smazal několik textů, které zasahovaly do osobnostních práv lidí, kteří se jich žádným způsobem po mně nedomáhali anebo neměli odvahu to udělat. Likvidaci nebo poškození zla považuju za dobrou věc. Agresi proti úřední nebo institucionální (firemní) nadřazenosti, která někoho druhého považuje za nekompetentního a ne sobě rovného považuju za dobro, které přináší změnu v myšlení. Rozhodne lepší a lepší ovlivní víc lidí. Můj text v angličtině ("A message from me") platí dál, po smazaní špiclovského účtu (můžou si založit nový) smažu i ten.

Zpráva zaslaná uživateli hellopoetry.com/retardnnn:
Predchozi upravou jsem tady skoncil. Navzdy. Muzete pracovat az do dalsiho ministra vnitra nebo reditele BIS nebo deseti dalsich, az do konce veku.

Ještě chci dodat, že "likvidací" myslím hlavně literární zesměšnění, které mělo v této zemi vždycky tradici. Původní inspirací napsat krátkou prózu "Bezdomovci z kolonie Bubenské nábřeží založili kurýrní společnost" bylo dokázat si, že dokážu napsat něco satirického, tak jak to udělal třeba Jaroslav Hašek. Moje texty vadí právě proto, že jsou dobře napsané a jsou úspěšné. Kdyby dobré nebyly, nikdo by se jimi nezabýval a nemusel je cenzurovat. Pokud mě chcete posuzovat, věřte při čtení hlavně sami sobě, ne informacím někoho druhého, a už vůbec ne státem placeným trollům na sociálních sítích. Žijeme v době druhé normalizace. Pokud nemáte odvahu a vlastní názor, tak v ní žijte dál. Uznávám, že v textu "Orangutani z pavilonu Indonéská džungle založili Poslaneckou sněmovnu ČR" jsem to přehnal a bezdůvodně pourážel hodně lidí. I těch slabších a citlivějších, kteří se nemůžou bránit. Hlavním podnětem k jeho napsání byly ale agresivní reklamy (bannery) ODS, které se mi neustále zobrazovaly na mých vlastních stránkách adasyev.deviantart.com a ve kterých se autoři snažili rýmovat, stejně jako já.

Zkusím vysvětlit některé rýmy:
"Vlez na úřad a všechno sněz, Praha volí ODS".
Narážka na člena ODS JUDr. Luboše Záveského, vedoucího inspektora OIP Praha. Jeho činnost spočívá v tom, že u práce, kde nedostanete ani minimální hodinovou mzdu, dal takovým podnikatelům ještě lepší smlouvy než před kontrolou. Z pokuty, kterou inspektoři vyinkasují od podnikatele za nelegální práci, si sami sjednali odměny (vedle státního platu). Touto námezdnickou prací jsem si prošel.

"Kdo nedává na žrádlo, sponzoruje divadlo."
Narážka na pražskou podnikatelku Ing. Hanu Černochovou, majitelku superúspěšného švarcsystémového podvodu s názvem eKuryr, s.r.o. Paní majitelka se svým manželem byla nebo je mecenáškou Národního divadla v Praze. Na to, že podnikání této firmy je v podstatě sofistikovaný podvod, jsem přišel já, ne státní úředníci, a to ve stížnosti dostupné na tinyurl.com/svarcsystem. Po odečtení nákladů na provoz si kurýr s osobním autem v podstatě nic nevydělá a díky tomuto podvodu firma docilovala nejnižších cen na trhu.

Rovněž třeba parodie "Prague Connection" byla inspirována jiným autorem, který zase parodoval některé verše z mojí tvorby. Nic není bez příčiny... Ani já.

A tak dál
a tak dál
nic jsem tady nenapsal
jen tak

pro nic za nic.

Svoje básně přesunu na nové místo, protože je o ně zájem. Nemůžu už tady zveřejňovat žádné další nové příspěvky. Když to udělám, jsou na veřejném profilu smazány (pro ČR). Takže tento text je jediným způsobem komunikace se čtenáři. Upozorňujte na cenzuru a sdílejte moji tvorbu. Díky, L.

POZNÁMKA: Počet zhlédnutí tohoto textu, tak jak je dole, je ZFALŠOVÁN, s cílem vytvořit dojem, že ** už vlastně nikdo nečte. Aktuální zamrzlá hodnota je 34 (5. 8. 2018). Vyzkoušejte sdílení tohoto textu a uvidíte, zda číslo stoupá nebo ne. Číslům u ostatních básní se teď už také nedá věřit.

AKTUALIZACE: Hodnota zfalšována (snížena) na 45, opět bloknuta. Jako nové číslo se může objevit cokoliv a bude opět bloknuté.

AKTUALIZACE: Místo reklam se může zobrazit rádobyvěrohodný inzerát na sponzorování tohoto serveru. Server Hellopoetry je ale dobrovolně financován členy komunity bez zobrazování jakýchkoliv poutačů nebo reklam. Díky tomu je zachována grafická čistota textů básní. Srovnejte při připojení ze zahraničí.

AKTUALIZACE 22. 4. 2021: Co se tady na Hello Poetry vlastně stalo, doteď nevím. Moje nové příspěvky se nezobrazí na mojí profilové stránce. Při aktualizaci anglického textu A Message From Me byl po přihlášení k mému účtu na zadávací stránce vložen škodlivý HTML kód, který periodicky útočil na operační paměť a shazoval prohlížeč. Došlo k prohození napsaných odstavců v mém textu A Message From Me, kdy verze, která se zobrazovala veřejnosti po odhlášení z účtu, se lišila od originální uložené verze se správným pořadím odstavců. Tento samotný český text byl zpočátku (srpen 2018) zcela překryt nesmyslným obřím černobílým bannerem s nápisem Sudoku, který se prodlužoval na výšku této stránky jak rostla návštěvnost mojí výzvy. Samotné počty zhlédnutí/přečtení tohoto a jiných mých textů jsou skutečně zamrzlé, tj. nerostou pro různé unikátní IP adresy i identity (testoval jsem s prohlížečem Tor). Soudě podle publikovaných textů ostatních uživatelů z Hello Poetry, jejich zkušenosti s tímto webem jsou rovněž podivné, např. někdo uvedl, že nemůže psát vůbec komentáře (to by vysvětlovalo, proč můj text A Message From Me se současnou návštěvností téměř 22 tisíc přečtení nemá ani jeden komentář; to je to, co vidím po přihlášení ke svému účtu). Při mé snaze logicky vytěsnit překrývající reklamy, kdy jsem se domníval, že jsou dílem inteligentního útočníka, jsem paralelně napsal anglický text A Message From Me a toto české Sdělení. K odkazům pro veřejnost jsem použil krátké odkazy služby tinyurl.com. Při jejím opětovném využívání během zdejšího zápasu s reklamou se mně najednou reklamním bannerem zcela překrylo i zadávací políčko pro adresu na stránce tinyurl.com, tak, že služba bez blokovače reklam nešla vůbec použít. Celá věc na mě působila tak, že si ze mě dělá nebo dělají srandu nějací počítačoví šachisté s plošným přístupem k serverům a alespoň částečnou možností modifikace přenášených dat. K účtu hellopoetry.com/retardnnn se pojí rovněž fiktivní jméno "Sarai Hladká" a další podivný účet instagram.com/adamlanza92 (podle jména a roku narození amerického masového vraha). Tento instagramový účet měl před pár lety v popisku text právě jen "Sarai Hladká", tedy stejná "sara" aneb retardnnn, který mě měl mezi sledovanými zde na Hello Poetry v červenci 2018 (a který nebo která má účet taky na deviantart.com/retardnnn). Pokud náhodou víte nebo tušíte, čí je to účet, anebo máte nějaké nápady a připomínky k výše uvedenému, uvítám vaše e-maily na adrese lukas.vejsada@tiscali.cz. Kontaktujte mě také prosím, i pokud narazíte na nějaký "můj" profil na Facebooku. Děkuju, L.

AKTUALIZACE 25. 5. 2021: Profil instagram.com/adamlanza92 byl zrušen.

AKTUALIZACE 14. 6. 2021: Dostal jsem e-mailem reakci k původu účtu hellopoetry.com/retardnnn a dalších. Má jít o účet pubertálního dítěte, pisatel mě ujistil, že rozhodně nejde o účet založený MV ČR nebo BIS.

AKTUALIZACE 6. 10. 2023: Moje zkušenosti (nejenom) s tímto webem jsou nově shrnuty na adrese adasyev.tiiny.site

Krátký odkaz na tuto stránku: https://tinyurl.com/nechcemecenzuru
sowa  Mar 2020
OBY DO WILNA
sowa Mar 2020
49.

Men, Niemen?
most, rzeka i autobus
zatacza się w pagórki
          Wilia?
          w upale budzą się Suwałki
          Memel zaciąga brzeg lasem
          znużoną powieką
Memelland ist abgebrannt
          mury
          pagórki
          coraz to milej do ciebie
          miłe miasto

https://yandex.ru/collections/card/5e6f063db651624b1a7fd6ad/


53.

NA ANTOKOLU


na Antokolu
barok wkoło
stiukowi święci
w plafony wzięci
królowie
            żyd jak żywy
            w peruce na głowie
            triumfuje w purpurze
nad ołtarzem w górze
zaś przy drzwiach
z krzyża zdejmowany
nie baczy na rany świeże
dłoń składa na grzbiecie
na nowym habicie
w ofierze
wpółobjęty
z jednego gwoździa zdjęty
ledwo, a już łaskawie
nad mieczykami z ogrodu
błogosławi płotu
regina pacis
dwa bębny tureckie
zdobyte pod  Chocimiem
milczą w kruchcie nad Wilią


60.

JAK WILENKA

spóźnimy się na wieczór Alicji Rybałko
jak Wilenka po Zarzeczu kluczymy; mosty
w zaułki - miasto dla nas na trzy klucze
zamknięte, jak bajka o spiżowym wilku

w Pikieliszkach za dworem księżyc studzi jezioro
para łabędzi przy brzegu - tak prosto romantycznie
i książki w bibliotece dla dzieci tu
nadal dostać można jedynie po rosyjsku

a poezja Alicji, jak gotyk św. Anny
na palach olchowych i workach piasku
w płomienistym po wielokroć łuku
przenoszę na dłoni ten kościół



Stefan Kosiewski; OBY DO WILNA. Wiersze. Wstęp: Dr Romuald Cudak: Na marginesie. Redakcja: Barbara Jędrzejczak. Opracowanie, korekta: Tadeusz Adam Knopik. Łamanie: Robert Kosek. Wydawca: Stowarzyszenie Europejskie PONS GAULI; współwydawca: Radio PLUS Katowice Sp. z o.o. Drukarnia im. K. Miarki w Mikołowie. Katowice 2000 ISBN 83-914127-0-9
OBY DO WILNA
Mateuš Conrad Sep 2016
i o nim iskrą w rrdze,
          w gre na tło innych
  narodziń -
               i nim o iskre:
krzemień o krzemień -
    i kość o kość - nauka kaligrafii...
      jak i ten co o męke
               łuku ziemi w dary
oddać pierw chciał nic, a potem proch -
                o potem kichnąć
w sto braci leczy naród prośbą! też jak ja,
obudzić ozór! **** powiadomił...
niechaj ten ozór - horongiew nasza -
            akcentów ilości sie zajada,
         bo tyle umie -
  i tyle wyzna - jak i słowem sie
zachwyci: po rosaj i po germańsku -
na weekend - i tym tam,
na czeł  Mongoła: zapomnień, i
zapomniawszy: zwany Lach, hujem
przez sukiennice i kreski sławnych tabu
ilokroci -
                i ta bida... stokroci.
siała baba mak... ni widziała jak...
           chlop... chlop... chlop...
                       siała baba mak, ni widiała jak...
bo tu kurvasiet chłop!           chłop!
kak duszy Khrushchev? ni pomogje!
         naz gu!
                        niet harasho! niet! haraшo?
Las Vegas etя: Lon-don, Pa-ri-ri Piri Piri
                                    Mex hey ** i co. - etc.
******* ****** Bahamas **** cult яя.
Mateuš Conrad Jan 2017
więcej swicek na grobach
     w cmętarzu...
   niż okien z lampą życia
     odblasku -
traf na ten tłum.
  a to w świnta -
boze boze: twe narodzenie!
ktoś by pomyślał: w zapomnienie.
    ta noc wigilijna...
              tak...
  więcej świec na grobach
            niż żarówek w oknach...
   licze sześć na sto-siedemdziesiąt sześć -
    człek w grobie dudni... pyrcha jak
        kot: oddman mu, duchem wisi!
                  sześć okien rozjaśnia
      posąg...
                          a tu jednak cmetarz
tłem na którym wyryć można
                      romans wersji: Netwon w
Kenii... kokos wzamian jabka.
                       tyle to gadania...
    więcej świec na cmentarzu
       niż rozjasnonych pokoii..
                         kluczem zamknięte
   enigma: na zbyt.
                       tyle to gniewu wkłócone
w żart -
                   więcej świec na cmentarzu
niż w oknach: włóknem świata oznajmić
                 oddech i muze
         kogo tyczy ojciec nad herr tytuł...
lecz nie tu... tu więcej życia z martwym niż
z żywym...
                        konam, ubogi -
mdleje w mgle...
                                  tuczony jak indyk...
              i chodze niby marszem: gęś-strappen...
a na garbie mej: glöckenschpiel...
                         albo zegar ßvastika...
               dom pana ßaß... dwa-set-na-tysiąc...
                                            ­            szra-el...
                     i zwany las: krzyżak -
  bo to nigdy nie mogiła, lub szyszka, lub
                           martwy ton palcem wydłubany
                        kolec w oku...
                                       grzech to:
       pukać pięścią w drzewo w lesie jak niby w
                                                      drzwi.
  ­                                  bünken bach;
hrabia: einßbach...                  i to jest sen -
  jak niby gryz kanapki           smarowany
                           smalcem,
      jak też ogląd po pałacu Versailles: wkurwiony.
             ah ten rodak kozak -
                           o tyle więcej garść trzyma
        serce, co da sie ująć rękami wczulonymi
                        w pit...
                    o czym słowo znaczy: pić...
ja i ten język?    wedle poczynania rumcajsa,
               skrótem do grobu:
wpatrywać sie w te okna
           cmentarnego statku żywych:
a więc zabawa po staromiejsku...
    oczy w płomień, halo wedle dat:
żył i żyła, i czasem jakiś obłąkany zagwist
    w epitap:
   tych kochanych epitapem zamkneli -
a tu też makabra żartu:
  grób z imieniem, straszny oczekiwaniem
             zarosły dom...
                    grób z imieniem, lecz bez
dat i trumny, czy też sztywniaka...
                         makabra -
                 no to typowa, polsche inwestycja.
Dana Skorvankova Dec 2016
Je to jak vystřižené z filmu
A scény jsou dlouhé jak rok
Ale ten režisér stojí támhle
Někde tak daleko
Jak by mohl vskutku rozumět
Příběhu těchhle dob

Když se poslední záběry točili
A že z tak mála vzniklo tolik ran
A to všechno odešlo, jak přišlo
Že nikdo toho nebyl svědkem
Tlačí mě to u srdce
Ale radši budu sám.
Mateuš Conrad Sep 2016
i don't know why i found redemption in the tetragrammaton, sure, my mother cared for two elderly jewish ladies, one escaped the Holocaust (surname Roßhandler) and the other of established English rooting (surname Rockman... thanks to her, upon completing my g.c.s.e. exams i got a complete collection of Bernard Shaw's plays) - but i find it there, ping-pong salvation every time, translating it akin to arithmetic: 1 + 1 = 2 is very much akin to Y              H            W          H, which i started calling the perfect chirality - chiral meaning non-superimposable:
                                       A                      &                  E, i too ventured to call the double H dualism a déjà vu - but i know see them as vantage points, more electrons and quantum physics than protons and neutrons - well, it ****** well fits the schematic: sine (M) and cosine (W) - sure, crude, but i'm not looking at the geometry of the mouth... language on the base of pure optics... and no, not necessarily adjective noun compounds for emphasis to argue a point, just easily an easily accessed point of reference...     so quantum physics calls it the non-independent ontology of electrons: a. particles (Y, centre 0 on the x, y, z graphs - apart from the heliocentric and the geocentric models, here's another one of similar causality)... and b. waves (W, the formerly stated trigonometry suggestion) - and hence the two vantage points bound to H... apart from Adam and Eve lodged in between... which suggests that the geocentric analogy of electrons is bound to electrons behaving like waves... while the heliocentric analogy of electrons is bound to electrons behaving like particles: microcosm Copernicus blah blah; well, more like pseudo-Aristarchus of Samos.

20th century literature is, quiet literally
something akin to the cave paintings at
Lascaux - big brother isn't watching -
nor is the publishing old guard -
i just find it unreal that so much rests upon
the internet these days, the people have no
idea what power has been granted them,
they petty the use of the internet with
their earthly squabbles of a marketplace,
while, running parallel: the lost infatuation
with democracy as necessary organisation -
turns out it's unnecessary organisation:
because we ain't go anything better -
hence political disillusionment - rampant in
what western society deems the pinnacle
and the Libra of a fine balancing act -
religiously? that famous: "mystery of lawlessness"?
that's the internet - imagine a time when you
could bypass some publisher, some adherent
to a state doctrine, when you could turn poetry
into physics, not the waffle of metaphysical Keats
waiting for a kettle to turn into a volcano
or a whistling horse, but to turn the dial to
point at the reality of things:
quantum physics (derived from quanta,
a variation of datum: particularity of input
energy) gave poets breathing space,
metaphysics became shadowy, Hades like
learning, obscure and all the more necessary
to build-up its strength while puritan physicists
lost their sway of power with the fears of
the atom bomb and all things quantum -
so while the physicists became dazzled with
all things quantum, the metaphysics took off...
entombed in an apathetic (without pathos)
subjectivity: a calm heart, much more than an
embracing heart - yes, i am aware that i have my
wacko moments of feeling, but this ticker is
made of stone - and that usually means a chaotic
thinking process, spontaneity being the key
in involving yourself with real-life narratives
then never suppose a character study: what you see,
is what you get: my sanity plateau?
talk about music rather than make poetry musical,
it's a pale shade of red or blue when you
have guitars and orchestras and the poet,
a voice in the wilderness - nothing but pins dropping
to exemplify the talk... i don't understand
the need for poetry being a kindred of musicology,
i don't understand rhyme, i don't understand
being conscious of poetic prescriptions of technique
very much akin to language's artefact minded
grammar: noun
                                v. poetry's pun
grammar's verb
                                       poetry's metaphor... etc.
my deviation? being an adherent toward music,
and returning poetry back to its true purpose:
puritan narrations - not conscious of what's
expected, or what defines the art,
very much the beginning of cubism and later
innovations in art, i just can't stand rhyming poetry -
it's too conscious of itself by what it's defined by,
we have learned of a new subjectivity:
the unconscious - we might as well exploit it
while objectivity gets crushed into bewilderment
by quantum physics -
thus said: i feel like i'm a dervish spinning
counter-clockwise in a chaos of tornadoes spinning
clockwise while listening to two songs:
tool's *right in two
- and muse's stockholm syndrome:
i can't be bothered translating the feelings
entombed in these two songs with a rhyme...
poetry should be less stuffy than it already is...
it should be a statement of the supreme effort: freedom.
all of this? spurred on by rereading passages from
Jung's gegenwart und zukunft (1957), alter:
          the undiscovered self (1958) -
it's seemingly odd (but not too odd) that books
written by psychiatrists are more popular than
philosophy books in the anglophile culture -
as already stated, i can't read philosophy in english -
maybe this is why psychiatric literature is so easily
accessible in this tongue, what with the self-help
movement, it the grandest prescription that no pill
(unless it's a sleeping pill) can be prescribed -
i'd say, if you want to read philosophy in english,
i'd start off by reading a book from psychiatry -
Jung is by far more adaptable than Freud
(Freud's for the rich people who have ***
written on their foreheads in permanent ink -
        and: daddy didn't care, mama was
                                     struggling feminist who
     forgot to breastfeed me) -
       but of course the 1960s Scottish superstar
(who drank, rightly so) from Glasgow: Laing.
well, sure, the Hungarian Szasz (shash, not sas,
or zaz... shish kebab... it ain't the difficult) -
impromptu deviation: what's funny about Heidegger?
he says: you need to study Aristotle for 15 years
to get him... and that's very much true for him also...
two years... TWO YEARS it took me to read his book.
that's what's interesting about this book,
a literary anorexic, in at 79 grams (pages) -
the interesting point? in physics, there are things
that are not independent of observation -
i like that conundrum, the mere idea of it is titillating -
running joke for the past two years: ***** ***** tat for tat
months later -
                          well... i'm not the one trying to
dress you up in a straitjacket with a label: this is poetry...
can't see **** for miles with how i write.
so there's a purpose, some things are depending on
being observed - which is a good thing, which means
that this world could not be independently sustainable -
its dependency on existing lies akin to our
desire to be independent of it - so all the religious
blah blah means something - even after 3 years
of rigorous studies in chemistry i come back into
humanism with a furore of agitating religious paraphernalia -
mind you, i do have a scientific approach toward
language - grammar and algebra combined -
meaning? certain words have become post-grammatical,
i.e. algebraic - not categorised as nouns or otherwise,
but as algebraic signatures: primarily because no one
really knows what to do with them, apart from
church yoga, standardised: e.g. x = god,
            i = y                  and the                  world = z,
predictably transcending the casual use of language
when shopping for cheese in a Parisian grocery store...
err... je ma'pel gorgon, avoir vous fromage?
nope, took to English too much - i was learning French
in primary school, but i had an existential crisis
aged 9 or 10... my brain refused to learn another language
after having just learned one from scratch -
                               the mute in class soon turned into
an avaricious reader... so parallel to my life, i now hear
stories about children being diagnosed with depression...
try being thrown into the deep-end of the pool
with your former development using a language
automatically, into having to learn the language without
no major influence of a teaching authority...
                                  no wonder the accent game
   sort of imploded and i started speaking sometimes tosh,
sometimes posh, and sometimes east London oh'rite?
                             ale casem tes jak rolnik -
                            owszem, czasem jak mieszczanin też.
Dante Rocío Nov 2020
Odczucie zaparcia tchu w piersiach
jakoby przy chłodzie,
szoku w oszołomionej
czułości czy penetracji
przez ukochanego po raz pierwszy
podczas aktu cielesnego

odczuwam jako to uczucie
w klatce
ściśniętej
jakbym miał w dłoniach
właśnie
tak samo kruchą rybkę...

ledwo dyszy, cmoka,
jak niemowlę się miota...
i widzę siebie jako lęk,
że ona to ze szkła jest
i płacze prawie z niepokoju
o to
co
z nią

zrobię

że trzymam mięsień sercowy wyjęty
prosto z czyjejś żywotności.

I wiem, iż jeśli tylko zrobię
nieostrożny ruch, to ten cały
cud Życia którego
w oniemieniu i własnych łzach
nie mogę pojąć,
że mi położono między palce...

pęknie nagle jedna arteria przez ściśnięcie...

I pójdzie krew.

I pójdą jej wargi w dół.

I pójdą płetwy wzdłuż ciała.

A tygrysie paski bielu i różu będą już tylko tą gęstą czerwienią co nie zmyjesz z ramion tylko się wedrą jak zabrudzona skóra bez zrzucania naskórka.

Tą czerwienią w papce jak ta podczas okresu menstruacyjnego gdy ją badasz z bliska na opuszkach.

A Cardio będzie nieme.
Przeze mnie.
Zgwałcone takowo więc.

Lub każde inne dłonie, w które powierzyłem tą rybkę.

Dlatego takim łkającym lękiem jest dawanie tego w inne dłonie.
A oni nie wiedzą jak karpika się trzyma tak, by chodziło o niego i tylko niego.
Nie jego paski barwne,
powietrze wokół
czy inne tyczące się treści.
O niego.

Oto Słowo.

Osoba.

Język.

My.

„A Słowo ciałem się stało.”
Many consider my Poetry verbalised as utterly abstract metaphors I take straight out of imagination. Drawings of Mind.
Yet those elaborates are purely elected wordings to images, elations, with senses and clips that come to choose me themselves. Overlifely.
The image of Koi Fish is one of those allegories of any tries to show you what “body” is that of my Poetry.
Hereby the text.
So that it can be seen these are more than metaphors or the rationale.
(Translation coming provided soon)
Mateuš Conrad Mar 2019
.all this is suggesting is: i'll meet you half-way; given that "this" question was always going to hover over "us", given that there's a disparity between English: a people, and English: a language... evidently the natives cannot begin to envision themselves as a lingua franca peoples... no wonder, their language has been "hijacked".... the "xenophobia", but like kevin spacey said: well, i'm here, am i suddenly supposed to, *******? playing the ******* *****-eyed poodle is not on the cards, but at the same time, it's hard to envision this language, as a people... given all the infringing demands of the anglo-saxon economic model into areas, where displacement is rife, subsequently... i can understand the concern of the natives, given that i didn't transgress the base principle: don't **** their women. see what a mild spaghetti-custard blip of history we're getting into? i am expected to integrate, but i'm not expected to integrate. i am somehow expected to be told to do what others want, but at the same time, i'm expected to protect my individual rights... no "parallel" anlogy akin to a catherine perry song? no kitty-*******, just around the corner? i can see islam... you know its prime sense of failure? that arabic would and never will, become given the same lingua franca status of english... you're complaining, or is it me stating the facts? evidently is a language reaches a lingua franca potentiality and subsequent expression, the natives will suffer... i'm not a native, but i can only imagine... what the consequences are... being ram-packed with excesses in ***** purchases... so much for a protected status of international economic ventures... like: i am waiting for the intra-national economic counters... can't see them coming, or i can see them, in a Casandra conundrum variation. there's still the topic of the natives... rarely can the English be allowed an outsider perspective without a sediment of their language being used, by a foreign entity... now, or never, why? you have somewhere important to be at as of: tomorrow? can you blame the natives, given that their language is a lingua franca, and not just, relegation to a national idiosyncracy "pH scale" differentiation? as a foreign entity, you know what i've learned from living on the most outer aspects of London? sure as **** it's not Cheltenham... i speak the tongue, i'm no genius, it's only English after all, it's hardly anything near Mandarin... what i feel sorry for, are the jihadi buggers who were born here, and were never taught their native sprechen... whatever the hell happened to English, and what Islam is jealous of, it came about naturally... arabic was never supposed
to become the standard bearer, the lingua franca of commerce and disinhibiting individuals entrenched... which, implies? i can look at the natives, with a more piercing dedication: excuses... excuses could be had, if, your, language, wasn't as "******" as it currently is... seems like i've reached a status of post-integration... now, i'm asking the language, the sort of application usage cruxes, that a native, simply wouldn't.


                         there's just so much
                           baggage,
that madmen
can carry,
for the "sane" standard
bearers of civilization,
of civility...
    at least some
of these outliers have
the *****
to not cower behind
an insanity plea...
     most of the madmen?
imagine
a tiger in a cage...
after a while...
          the tiger becomes
tamed by
zoological structuring
of its day-to-day...
and everyone's happy...
but that doesn't make
the tiger into a *******
bonsai, a feline "companion"...
beside the point...
  it's when some medical
conditions are slandered,
exposed to metaphor,
misnomer,
             that the madmen
receive the package
of social constraints
"levitating" just above
the state of being dormant...
but in this scenario:
well... that settles it...
now we know what
a level-playing-field looks like...
intellect,
and the debacle concerning
trust...
               well...
i've learned of trust
the upside-down way...
    relationships,
notably with a russian
specimen...
              me, ******,
why was i thinking i wouldn't
be ****** over?
   oh... right...
i can claim all
the responsibility with
what i "did" with a *******...
but when it comes
to the "affair" of a woman:
of free disposition,
i'm suddenly the culprit...
psychic trenches,
there "we" are,
entrenched in some plateau
of what seems to be
Belgium,
   and there "they" are,
entrenched in the same
plateau...
            sigh sigh, one more
for the party...
point being,
   people have not unearthed
the + + + + +
aspect of this debacle...
it's now a level playing field...
everyone is suspect,
everyone is limited...
a true: forensic quest for
democracy...
  all the other incidents
came and went,
always, as if: in passing...
  so this incident can also
come, and go, in passing...
solidarity to what?
to whom?
or rather: with?
            i can deal with this
sort of indigestion
surrounding my day to day,
but before long:
what other sop-story is
supposed to grab my attention?
clarity of intent,
   unlike someone experiencing
a psychotic break-down
of the psychic labyrinth...
a transcendence of
the categorical incentive...
somehow:
  the categorical imperative
was never supposed to mean:
what it meant to begin with...
the categorical imperative
has somehow lost the whole:
living by the standard
of a maxim...
               given that all maxims
are true...
  much harder to "test the waters"
with aphorisms...
            sure,
observable facts,
    then...
               disinhibited fictions...
glorification?
  today i had a problem
killing an ant...
   i was taking a ****
and had a problem killing
a moth that decided to freak
out the inanimate objects
of the bathroom...
       yeah: oh sure, sure,
i'm all for Herod's "conundrum"...
point being:
   we now know what
both sides feels...
         we now know...
       that there are outliers
on either side of the "debate"...
one: i am suspect,
but two: so is the counter-suspect...
no sacred cows...
   no: i think i'll just milk
a muslim in new dehli
for the jyst and thrill of a per se...
- at least now:
s.j.      w?
                or the conservative
mediator crowd of:
      there for the sake
of outrage only on the behalf
of outrage-in-itself?
past the phenomenon,
i can only return to the anti-phenomenon
of the noumenon (per se)...
which is not disappointing,
seeing how the whole "feel"
of it is begs the crux
fathomability of the individual...
just another skim read /
listen to the modern day
                          pharisee...
heavy sighs,
   blinded eyes...
frivolous waggling tongues...
but deep down,
most of the people are
content with having to experience
a revision...
  the revision being:
a level playing field...
   behring just attacked
the elites...
this?
    this dog ***** pile of
media attention?
         good...
        now everyone's uncertain...
i'm not afraid to think it,
and put it into writing...
    after a while:
   you just tire...
   you get tired of hearing
just one side of the story...

      what could leave someone
extreme: glee "riddled"
just leaves me exhausted...
     but at least the schizophrenics
are off the hook...
at least there's still some
belief in personal restraints...
even with a debilitating condition...
at least these people
are not facing the collateral
stereotyping of someone
with: the clarity of intent...

         there's just me, at this point,
thinking to myself:
and why did "they" drug me
to the point of:
making "them" feel uncomfortable...
clearly my mental faculties
have not been
                 car-crash dimished...

welcome the new hybrid...
soul mongrel...
           what is it about the polacks
that has made them so...
immune?
     i guess only recently
Poland has celebrated
the centenary of independence...
i wouldn't know,
i'm strapped to England
in metaphorical strait-jacket
  (what is metaphor
compared to metaphysics?),
   sober, drunk,
drunk, sober, etc.
               i was given a crash-course
in multiculturalism,
i guess i assimilated...
   back in school there was
the popular irish gang...
and there was "my" group...
of all the outliers...
   we used to spend lunch breaks
playing cards...
but when i heard news that
i would only be fully integrated,
once i gave up my native tongue
which i used to speak in
private?
    that broke the camel's back...
the centenary of independence
of Poland...
i wouldn't know...
i'm in "exile"...
   which is: economic "war"
came to where i come from
after the fall of the soviet pact...
and...
                every time i go back
to visit my grandparents...
i am only associated
with that country by speaking
the language...
and boy, it's not so ******* rosy
on the inside, compared to what
is being pushed to the outside...
Poland is like a: death-zone...
**** me, even the Hungarians
know how to ***** themselves
when it comes to tourism...

    i am, in "exile"...
            come to think of it,
most of the Muslims in the west
have it worse,
but i blame their parents...
i had one Pakistani friend
in high-school...
   now that i succumb to
reminiscence... yep...
he spoke perfect Urdu;
    but all these outliers?
   what their parents did...
****** themselves into
an integration mechanism...
not retaining their mother tongue?
like all these,
western jihadi prospects...
speak about 10 words of arabic,
and they are "attempting"
to compensate...
   i somehow feel for them,
a complete mine-field
of a mind-****...
       like being impreganted
by a virus,
a cancer...
     the linguistic dysphoria...
so yeah: if everyone would please
like to make heavy scrutiny
of the blatantly obvious,
regarding the genital region,
and forget a sobering note of
worthwhile problems,
namely the language dysphoria
of muslims, in England,
feel free to keep looking
at the genital "problem"...
            
clearly there's a dysphoria horizon,
i would know,
given that i have retained
my mother tongue...
but they haven't...
               and all they want is probably
so little...
   i remember that my father
once called me
the bellybutton of the world...
referencing me as
   an english child...
  that's how the Polacks view
the English: the bellybuttons
of the world, center of attention,
yada yada...
                 gender "dysphoria"...
you have to be *******
kidding me...
              what about the language
dysphoria of Muslims
                    in the (v)vest?

jak to się mówi:
            tym co się od razu, ma?

i can understand the language
dysphoria, well,
being a 1st generation immigrant...
i can't imagine being
born to 1st generation immigrants,
not retaining my native
tongue,
   knowing only the tongue
of integration,
   it would feel alien...
   like i was impregnated
by a foreign body,
   retaining nothing of my "******"
natural resources...
so... the problem we've arrived at
is very real...
  more real than gender dysphoria...

hopefully i'm less "schizoid"
at the end of this marathon,
and more: relieved to be merely
bilingual...
entrenched bilingual -
            so no, not a polymath...
or rather: not a polyglot;
my maternal great-grandfather
apparently was,
spoke 7 languages,
disappeared somewhere near
Niagara Falls...

   the plan was: England, stop-over...
via Argentina
   and toward the U.S.,
****... seems i was side-tracked
into remaining,
being shackled to these isles.

— The End —