Spotkania o pracę,
na które nie przyszedłem,
było ich trochę.
Mówiłem: Tak, tak,
przyjdę, jutro o dziewiątej,
sto procent.
I nie poszedłem. Jaka szkoda!
Byłem gotowy wieczorem,
wcześnie poszedłem spać,
by wstać świeży.
Ale nie wstałem na czas.
I nawet teraz, gdy o tym mówię,
wciąż trudno mi w to uwierzyć.
Puste było krzesło
w biurze, gdzie już na mnie czekał
manager,
ubrany w garnitur,
z papierami do wypełnienia.
Wciąż tam czekają
na podpisanie,
nie wiedząc, że nigdy nie będą przeze mnie
podpisane.
Wciąż tam siedzi,
manager, którego nigdy nie miałem przyjemności spotkać
i uścisnąć jego dłoni,
wymienić uśmiechów.
Spotkania o pracę, na które nie poszedłem,
bo były albo za wcześnie,
albo za późno.
Ominąłem mój los.
Taki widać los.