Spotkania o pracę, na które nie przyszedłem, było ich trochę.
Mówiłem: Tak, tak, przyjdę, jutro o dziewiątej, sto procent. I nie poszedłem. Jaka szkoda!
Byłem gotowy wieczorem, wcześnie poszedłem spać, by wstać świeży. Ale nie wstałem na czas. I nawet teraz, gdy o tym mówię, wciąż trudno mi w to uwierzyć.
Puste było krzesło w biurze, gdzie już na mnie czekał manager, ubrany w garnitur, z papierami do wypełnienia. Wciąż tam czekają na podpisanie, nie wiedząc, że nigdy nie będą przeze mnie podpisane.
Wciąż tam siedzi, manager, którego nigdy nie miałem przyjemności spotkać i uścisnąć jego dłoni, wymienić uśmiechów.
Spotkania o pracę, na które nie poszedłem, bo były albo za wcześnie, albo za późno. Ominąłem mój los. Taki widać los.