i don't know, maybe my writing has overtones
of begun conversatioin, never finished...
or maybe conversation is all my writing ever
invokes...
it's almost as if want to talk...
but never muster enough will for it to take place...
i could reread Kant's transcendental methodolgy
over and over again,
i don't know, maybe because i'm european?
and i feel no allegiance toward feeling bereft
in dealing with a colonial past?
european-centralism is nothing western...
it's not even muskovite, so what the hell is it?!
when i read kraszewski is didn't beg for
Dickens....
England was a marr bruise, 1 thousand
miles off from Reykjavík...
a lost cause...
dead in the artcic, alongside the scutter
of: the tales of the beheading monk...
should he ever arise: and make Diana
the patron saint: as is her due...
whenever i spent three weeks
starved from the medium of defeat,
i did read Kraszewski as antidote toward
the fluke that's: paweł jasienica & sienkiewicz...
if ever poszukiwana, poszukiwany, (1973),
czy tem myś, czy tem: **** misja!
riplej! riplej! oh! nie dadzy ripleja!
o **** to pytać: kurwe z amsterdamu.
ty? ty to huja dawny o zzadźwi zakonice w chomoncie
nabić krojem: w babylonskie obietnice...
szomota kryju skarg...
and this the end-trip of polish culture,
and me scold, that rubric of a wish to forget china-town!
you just savor that phrase: designed in California...
manufactured in Beijing!
Mao-Tse chung-fowl kung-fu chop!
hrabia Ezzex...
fat-ma-gil turkczynka wiodle:
chóra! brak Arraba! tak, ten spustoszały
zagwizd smroden pełny, czworakim,
obgadany w kodym: Lałrancja blondaßa!
anglischen: murgrabiaschen bach!
obejmać: wielbłąda, też mu pisano!
cycor wydajny... pierś też nie brak!
cycek to też twój idol... ziarno maku zjem...
piasku: wpluje ci w oko i powiem: pieprz!
sfędzi? czyli: trafiony: zatopiony... u-zbek u-bjojten.
jak tylko mu to Bóg zapisze...
tak zaklęty pismem: jak i czołem wyryty!
w swej mądrej czuwości! w bidzie będzie cytaty wtedy...
czoło jego wyryć da kilo czerni wydobytej:
bo bendzie mógł mówić: szmacznie: stolec kwit!
i to straty: tak naprawde pragne.
at tu sra, sra sra: wielbłądzą flegmą:
by tej nie-wyparzonej gębie nadać nowy czyn
takiej to samej orgii pewności, jak zza wieku począt 2, 1.
to ja też go: o pardom: krawatem i
kajtanem obuznajm spytam... i co on mnie wtedy
nie powi! o jo jo jo joj! asz: sie boje.... boże boże:
daj mi tchu: by w tą arabską morde
na pluć co zwe: żyć z tobą nie łatwo...
ale trza...
pokajrze mordzine my bratku...
daj! wszyje ci uśmiech
poza granice policzek! tak na zbyt,
tak na gwarancje...
bo może i zapomne,
co kiedyś na mej, twarzy, nadać słowo zakwitu:
słać raz jeszcsze, szęst; czuwam więc, onajmić szeście
tym statkiem: to konieczne, spartańskie: wzbudzenie,
o to zór wojenny! nawet ten
ostatni angol... będzie pierdolił mi smutki
o swym: wzbogaceniu na wichurach
zdobycia: koron i grzbietów pochyłych
w skraj kolonii... opłoczynnach: morgrabia szczoch...
teraz raptem: revolt... ha ha...
niby marionetka i światem poczytna znaleźli sie:
niewiasta narodzin absurdalnych wiar!
no kurwa! w bieli syta! ja cie kręce!
takich to wymówek to mi naprawde, za mało!