mój jenzyk, moja czystość, mój brat moja siora! kiedy ja tam w głowie pra dziada takim pod iglatym krzyżem żyda na równo brał?! kiedy?! kiedy?! czemu czekaniem w anglii?! czemu?! boje sie horyzontów takich jak tych! boże... czemu to marszem wydarzenie nagłe wprost na pustynie wyrytych narodów jakby kretów w mgle czerni? czemu ubogi w krakowie prosi mnie o czerń żelaza a nikogo innego?! gdzie ja w cebulowym kościele, gdzie ja?! na płacz... ja na płacz a nie na grób rodzinnym?! czemu... czemu?! daj mi chociaż wrót do ziemi! daj mi chociaż wrót do ziemi! ja lach z czynu i kości! ja lach z czynu i kości! ja werset bez czynu razy raz jeszcze raz! szfeda płacz. daj mi swego syna cień ciała, znania mieniem krzyż i pacior.*
szkło w deszczu mówi więcej niż mgła przy ogniu iskry, czy tam sfobody ćmy przy świecy, bo kto pyta o wizerónek słów przy lustra snów moża czy tem narcyza na tle jeziora bez rzeki w gęsich makiarzu na tle marszu gęsi szwastiki - to o tyle pyta. tyle mi mówi płacz, ten izrael północy, ta polska, z tym edynburgiem jako ateny czy ten sankt petersburg jako wenecja.