ah, grand are the hours after taking the final shout-out to mr. ****, grand amusement entails, a wriggly *** waving dance around the house, and a deep breath, matched with a deep sigh, gone are the hours contemplating whether he's coming, or he isn't.
- you're bloated, you reek of alcohol.
- i know, i sometimes look in the mirror.
- your liver is giving up.
- i'm not bothered,
i'm like a child with cancer,
fearless:
i prefer the death of youth,
than the supposed wisdom of old age:
it's a roulette after all...
the mind has the capacity
to be like iron: turn to rust.
and that's how conversations go; i said to her:
lepie swój grób przedczasu -
lipie go, wiem, wiem że igram z ogniem,
a nie z ogryskiem jabłka...
to przecież wiem, i na tyle dobrze -
ale lepiej mi umrzeć, złożyć swe zwłoki
przedczasem -
ale mieć w swym oku gwar
zainteresowania
i zamknięty zegar podziwu...
gwar, phe! tonący statek nie danej obietnicy
o chęć o jutro!
lepiej mi umrzeć przed swym czasem,
niż ten marny widok starości...
jak to mówią, ci na tym marnym szczycie,
na tym szczycie garbatych -
z tym pięknym pokłonem przed
ołtarzem czasu?
ah... *starość nie radość...
wole przed czasem - za młodu -
aby tonąć w kwestiach podziwu na to
wszystko -
niż w jakiejś poczekalni -
bez ambicji na podziw,
bez aspiracji na coś po jutrze -
wole za wczasu niż w czasie -
kiedy czas przestaje chodzić w koło,
czekający nademną - wisiący,
jak gilotyna -
i jeno myśł, że skowronek opuści młot
na huk: kaput!
i pogna w lot ku kolejnego serca,
ku kolejnego dnia, mówiący:
ten, już swoje zrobił, dajcie nam następnego!